Jak zawsze zacznę od przydługiego wstępu :) Bo lubię, a co :>?!
Często, bardzo często dostaję pytania w stylu: "Jak nauczyć dziecko czytać?" Odpowiadam po raz n-ty i już mi się nie chce odpowiadać na każdego maila osobno. Stąd ten post. Miał nigdy nie powstać, bo Karolina zadała mi kiedyś ważne pytanie: "Kasia, czy myślisz, że rodzice są w stanie nauczyć dziecko czytać? My się tego pięć lat uczymy." Ha! No więc właśnie. Rodzice są w stanie, pod warunkiem, że robią to dobrze. :) A żeby robić to dobrze, trzeba mieć minimalną wiedzę na temat samej techniki czytania. I tę wiedzę Wam spróbuję przekazać. Minimalną.
Od razu zaznaczam, że dzisiejszy post skierowany jest do rodziców dzieci mówiących, które opanowały
analizę i syntezę wzrokową, słuchową,
umiejętność uporządkowania sekwencyjnego,
odwracania wzorów oraz mają dobrą
pamięć wzrokową i
słuchową. Sporo tego? ... No cóż.. Prawda jest taka, że tylko dla takich dzieci potrafię napisać ogólną instrukcję nauki czytania. Pozostałe będą miały bardzo indywidualne potrzeby, dlatego powinny się uczyć pod okiem (kontrolą) kogoś, kto na nauce czytania się zna (logopeda, pedagog, nauczyciel przedszkolny lub/i wczesnoszkolny). Teoretyczne podstawy jak wprowadzać dziecku te wszystkie umiejętności znajdziecie
tutaj
Przechodząc do samego czytania. Uczę czytać metoda sylabową. Dlaczego? Dlatego, że sylaba jest najmniejszą cząstką fonologiczną, którą można usłyszeć. Więcej o tym pisałam w poście "Hu-hu-ha, czy sylaba zła". Uczę czytać metodą prof. Cieszyńskiej polegającą m.in. na tym, że kolejność liter, które wprowadzamy dziecku wiąże się z kolejnością ich występowania w rozwoju mowy dziecka. Ale - jeśli Wam ta kolejność nie odpowiada - możecie spróbować innej. Ale przy sylabach będę się upierać.
Zaczynamy?
1. Naukę czytania zaczynam od samogłosek: A, U, I , E, O, Y. Każdą samogłoskę wprowadzam w kontekst. W praktyce oznacza to, że pod obrazkiem dorzucam samogłoskę. Popatrzcie na ten post. Tam pokazałam moje konteksty.
2. Każdą samogłoskę (a potem sylabę) należy ćwiczyć poprzez
a) powtarzanie (popatrz A... powtórz A),
b) rozumienie (rozrzucamy samogłoski na stole i mówimy: "Aniu, daj A", "Aniu, daj E"),
c) nazywanie ("Aniu, co to?").
Pamiętajmy, że najlepiej nie wprowadzać wszystkich samogłosek na raz. Zróbmy to po dwie lub trzy dziennie.
3. Po wprowadzeniu samogłosek, zaczynam się nimi bawić. Przeróżnie. Na twisterze samogłoskowym, rzucając w nie słynnym glutem, czy piekąc ciasteczka w ich kształcie. Zabawy znajdziecie tu. Tam, gdzie przestawiona jest zabawa sylabami, należy te sylaby po prostu zamienić na samogłoski. Na przykład w poście o smoku. Zabawy są po to, aby utrwalić rozumienie i nazywanie samogłosek.
4. Wprowadzam kilka słów do czytania globalnie. O tak. A słowa to: MIŚ, LALA, PIŁKA, BUT, OKO, imię dziecka, AUTO (choć akurat tutaj odczytać już możemy piękną sekwencję samogłosek). Podstawowe czasowniki? JE, PIJE, MYJE, ŚPI, IDZIE, STOI. Wystarczy.
5. Kiedy dziecko ma opanowane samogłoski, wprowadzam sylaby. Każdą nową spółgłoskę do sylab wprowadzam w ten sam sposób: od obrazka, poprzez ćwiczenia. Pamiętajcie, żeby już przy pierwszych sylabach zacząć z dzieckiem składać pierwsze wyrazy dwusylabowe.
6. Pytacie często o kolejność wprowadzania sylab. Oto
ona:
a) I etap:
PA PO PU PE PI PI
MA MO MU ME MI MY
BA BO BU BE BI BY
LA LO LU LE LI
FA FO FU FE FI FY
TA TO TU TE TY TI
DA DO DU DE DI DY
A z tych sylab (zarówno w swoich zbiorach, jak i
mieszając ze sobą) budujemy pierwsze zdania i wyrazy. Warunek jest jeden:
zawsze sylaba jest otwarta (zakończona samogłoską). Przynajmniej na razie.
b) II etap
SA SO SU SE SY
ZA ZO ZU ZE ZY
KA KO KU KI KY
GA GO GU GE GI GY
JA JO JU JE JI
NA NO NU NE NY
RÓWNOLEGLE już zaczynam obudowywać
spółgłoskę samogłoskami (także te spółgłoski, które wystąpiły w I etapie):
APA,UZE, EFE. Budujemy zdania i teksty. Mieszamy sylaby z I i II etapu.
Tu dodam, że dziecku, które sprawnie
opanowało sylaby z I etapu, do II etapu nie wprowadzam obrazków (tych z jeżem
lub z "Kocham czytać"), tylko od razu sylabki na kartonikach.
c) III etap
Wprowadzam nowe sylaby:
ŻA ŻO ŻE ŻY ŻU
RZA RZO RZE RZY RZU
SZA SZO SZE SZY SZU
CA CO CE CY CU
DZA DZO DZE DZY DZU
Równolegle bawię się sylabami zamkniętymi,
czyli np. AP, OK itp. Buduję teksty z sylab otwartych i zamkniętych. Teksty,
które buduję mają zazwyczaj temat oparty na zainteresowaniach dziecka.
d) IV etap
Wprowadzenie Ł i CH. W sylabach
otwartych, zamkniętych i obudowanych. W tekstach też :)
e) V etap
Wprowadzam dwuznaki: CZ i DŻ (w
sylabach) oraz
SIA SIO SIE SIU
ZIA ZIO ZIE ZIU
CIA CIO CIE CIU
DZIA DZIO DZIE DZIU,
NIA, NIO NIE NIU
a potem:
AŚ OŚ EŚ UŚ IŚ YŚ
AĆ OĆ EĆ UŚ IŚ YŚ
oraz DŹ, Ż, Ń
i samogłoski Ą, Ę.
f) VI etap
ostatni
to samodzielne czytanie
długich tekstów przez dziecko.
7. Sposób pisania.
Na początku kiedy piszę tekst, pilnuję się, aby rzeczowniki były pisane na niebiesko, czasowniki na czerwono, a końcówki fleksyjne i przyimki na zielono. Z czasem z tego podziału rezygnuję, ale zostawiam "firanki" pod tekstem (jak u góry), bo tak łatwiej wyodrębnić sylaby.
ALA MA KOTA
8. Co jeszcze? Ja jeszcze zawsze się pilnuję, żeby dla dzieci młodszych wprowadzać literki pisane czcionką bezszeryfową, Po co męczyć oczy jak można ich nie męczyć? Pamiętajmy, że im dziecko młodsze, tym większe ma trudności z percepcją różnych zawijasów i zakrętasów. Stąd propozycja właśnie bezszeryfowego pisma. Zresztą sami popatrzcie: co łatwiej przeczytać?
Głoska - z punktu widzenia logopedy
Głoska - z punktu widzenia logopedy
Głoska - z punktu widzenia logopedy
Głoska - z punktu widzenia logopedy
8. Po każdym tekście, który wprowadzam, sprawdzam umiejętność czytania ze zrozumieniem (bo to nie sztuka coś przeczytać, ale sztuka wiedzieć co się przeczytało). Jeśli więc maluch dostanie ode mnie zdanie:
ALA LUBI LODY, to zaraz po nim dostanie stos pytań :)
a) kto lubi lody?
b) co robi Ala?
c) co lubi Ala?
I tak do każdej partii tekstu. Na początku staram się, aby te partie były jak najkrótsze, ale potem one rosną... z jednego zdania robi się dwa, trzy, potem akapit, dwa, trzy... strona itd.
I tyle właściwie. Tych najważniejszych rzeczy, bo pewnie zaraz się urodzi kilkadziesiąt tysięcy pytań. Pytajcie. Bo zdaję sobie sprawę, że pewnie wiele ominęłam. :)
I na koniec uwaga organizacyjna: symultaniczno-sekwencyjna nauka czytania (czyli to, co wyżej) to NIE JEST metoda krakowska, a jedynie mały jej element. Więc jak już będziecie szukać w Internecie wad tejże metody, to szukajcie wad nauki czytania (symultaniczno-sekwencyjnej bądź wg. Cieszyńskiej), a nie wad metody krakowskiej. Bo ta druga to na czymś innym się skupia ;)