poniedziałek, 20 stycznia 2014

Metoda krakowska

Nie jestem fanatykiem.  Ale jak czytam czasem zarzuty do metody krakowskiej, to robię wielkie oczy ze zdziwienia. Jak to? Nie tak? Matko! To jak ja się nauczyłam pewnych rzeczy na studiach??!! Skoro metoda tak nie działa?

W końcu się zdenerwowałam, wypisałam 10 najczęstszych zarzutów, odpowiedziałam po mojemu i... wysłałam do prof. Cieszyńskiej. I to właśnie ona zaakceptowała moje odpowiedzi, więc... jednak dobrze. Umiem myśleć

Żeby było jasne: nie bronię tego, co się na przeróżnych forach i stronach dookoła metody dzieje. Wyjaśniam tylko dlaczego JA używam tej metody, mimo że ma tak wielu przeciwników. Ot.
Nie odpowiadam za innych terapeutów, za inne strony. Odpowiadam za siebie i "Głoskę"

Ja? Ja - Kasia. Gdyby ktoś z moich znajomych jakieś 12 miesięcy temu usłyszał, że za rok będę chwalić metodę krakowską w Internecie, chyba roześmiałby się tak głośno, jak tylko pozwoliłaby na to jego przepona. Kaśka, która chwali kogokolwiek gdziekolwiek bez grama krytyki - niemożliwe. Dlaczego? Bo sama o sobie mogę powiedzieć, że jestem najbardziej analityczną osobą jaką znam. Chociaż wolę słowo - zdroworozsądkową ;)  I uwierzcie mi - to nie jest zaleta. Nad zakupem jednej głupiej bluzeczki zastanawiam się trzy dni, nad spodniami - pięć. A każdą informację ze świata nauk logopedycznej trawię około miesiąca szukając w niej wad. Bo przecież nie ma metod idealnych, prawda?

Tak samo było z krakowską. Pięć lat tłukli nam na studiach, że jest najlepsza, najcudowniejsza itp. Tęcza jednym słowem. Mój wewnętrzny Tomasz Niedowiarek buntował się strasznie przeciwko argumentom wychwalającym. Nie uwierzę, póki nie zobaczę. Najlepiej dziecko prowadzone krakowską i "normalną" albo inaczej. W sumie sama nie wiem, czego chciałam.

Skutek był taki, że pracy magisterskiej z krakowskiej nie pisałam. Nie pisałam jej u prof. Cieszyńskiej, a u pewnego takiego pana profesora na UP w Krakowie z afazji, który o afazji pojęcie miał marne. Ot, kilka klasyfikacji znał. Więc u niego pisałam część językową, natomiast część neurologiczną napisałam tak naprawdę pod kierunkiem cudownej pani Marioli ze szpitala Rydygiera. To ona stała nade mną i jęczała: "A Szumską przeczytałaś? A sprawdza Ci się? To weź zobacz na grupie pacjentów? A porównałaś Szumską z Bitniokiem? A patrzyłaś na afa-system? A czemu nie? A popatrz tutaj na TK pani Lodzi - dlaczego gada taka jak gada? A czemu pan Michał się śmieje ze wszystkiego? A czemu o tym nie napisałaś? A popatrz tu, a tam! A zestaw to! oceń! porównaj! sprawdź na pacjentach!! przetestuj!" To była szkoła! Wtedy też, na tych pacjentach z afazją, zauważyłam, że wiele z tego co nam tłukli o krakowskiej się sprawdza w praktyce.

Ale do rzeczy.

Tak jak pisałam wyżej: fanatyczką nie jestem i każdą kwestię muszę sobie przemyśleć przysłowiowy milion pięćset razy, żeby stwierdzić czy jest ok. I jak czytam niektóre bzdury w necie na temat MK to... postanowiłam odpisać na te bzdury po swojemu.

1. MK uczy mowy, nie komunikacji.

To najczęstszy zarzut przeciwników MK.
i teraz uwaga: MK uczy komunikacji PRZEZ mowę!
To między innymi dlatego nie mamy w gabinecie luster :) Kontakt z terapeutą odbywa się face to face, dziecko nie ma możliwości uciekania wzrokiem w swoje oblicze w lustrze. Najpierw uczymy dziecko ROZUMIENIA poleceń (słowa + gest), potem komunikacji ze strony dziecka (gest + słowo), dopiero na samym końcu jest porozumiewanie się mową. Serio. To właśnie m.in. po to uczymy czytać. Jeśli dziecko nie jest w stanie się komunikować mową, komunikuje się z nami gestem i etykietkami z napisanymi wyrazami. Zapewniam, że to lepsza forma komunikacji niż np. język migowy z jednego bardzo ważnego powodu: czytać umie każdy urzędnik w urzędzie i pani w sklepie, a migać - niestety nie :(
Jeśli więc jakiś ktoś, kto teoretycznie mieni się być terapeutą MK, a uczy Wasze dzieci słów bez ich rozumienia - uciekajcie, gdzie pieprz rośnie!

2. MK nie leczy wad wymowy

A coś je leczy?;) Dobra, nie będę wredna ;) MK ćwiczy tak samo wady wymowy, jak wszystkie inne metody logopedyczne. Ale ponieważ jest terapią neurologopedyczną, to kładzie mniejszy nacisk na artykulację, a większy na język i mówienie w ogóle. Artykulacja jest w łańcuchu ostatnia.
W kwestii jąkania powiem tak: każdy logopeda ma swoją wypracowaną metodę. Moim zdaniem jąkanie jest tak poważnym zaburzeniem, że nie powinno być prowadzone tylko przez rodzica w domu, a znajdować się pod opieką terapeuty. I tu już logopeda wybiera, którą metodę wybierze do jąkania właśnie.

3. MK uczy tylko czytania.


Taaaaaak... To bardzo częsty zarzut. Powtórzę zatem za pierwszym punktem: MK uczy komunikacji i myślenia. Czytanie jest tylko swoistym sprawdzianem innych umiejętności nabytych podczas terapii przez dziecko. Czytanie sprawdza np. analizę i syntezę słuchową. Bo bez analizy i syntezy słuchowej, kategoryzacji, sekwencji - mowy nie ma. 

Dlatego MK przede wszystkim ćwiczy: stymulację słuchową, komunikację ułatwioną (poprzez Gesty Artykulacyjne, w szczególnych przypadkach MTG), techniki komunikacyjne, dziennik wydarzeń, sekwencje, kategoryzacje, kształtuje zabawę tematyczną i zachowania społeczne, stymuluje lewą półkulę mózgu, pamięć i myślenie przyczynowo-skutkowe. Czytanie jest ostatnie (poza mową)


4. Dlaczego MK zakłada, że jak ktoś myśli prawą półkulą to jest "nie teges" i przestawia na lewą?

Nie zakłada. MK - podobnie jak wszystkie terapie neurlogopedyczne - zakłada (słusznie zresztą), że język jako system (czyli coś poukładanego) znajduje się w lewej półkuli mózgu (dla dociekliwych: bardziej aktywny jest w lewej półkuli mózgu). Zatem jeśli człowiek ma mówić POWINIEN myśleć choć trochę językowo, dlatego MK ułatwia naukę takiego myślenia. ALE NIE PRZESTAWIA! Jeśli autystyk myśli obrazem, to on już tym obrazem myślał będzie zawsze. Możemy jednak nauczyć go swoistego "przetłumaczenia" obrazu na język, nauczyć innego sposobu przetwarzania informacji, po to, aby łatwiej mu było komunikować się z innymi ludźmi. Komunikować się mową.

5. MK wyklucza komunikację alternatywną.

NIE. MK po prostu powtarza cały czas, że mamy bardzo bardzo mało czasu na to, żeby nauczyć dziecko komunikować się mową. Dlatego uczy myślenia językowego i kładzie nacisk na mówienie. Ale jeśli mowa nie pojawia się (bo MK to nie cuda, a czysta nauka i wie, że czasem niektórych deficytów nie przeskoczy), to terapeuta komunikuje się z dzieckiem pismem. A to patrz punkt 1. :P :)

6. MK wyklucza SI

Wyklucza i nie wyklucza. Prof. Cieszyńska stwierdza fakt, że nie ma rzetelnych badań nad skutecznością terapii SI, więc jest jej przeciwna jako terapii (podobnie zresztą jak T. Witkowski w "Zakazanej psychologii"), ale z drugiej strony prosi rodziców o uczenie jazdy na rowerze, samodzielne huśtanie dzieci, ruch na świeżym powietrzu, zabawę fakturami i zapachami.

7. MK jest terapią dyrektywną.

Jest. Ale jest też metodą podchodzącą z szacunkiem do dziecka. A jeśli którykolwiek z terapeutów obchodził się z Wami lub z dzieckiem bez szacunku - to go zmieńcie. Niezależnie od zawodu: do drugiego człowieka podchodzimy zawsze z szacunkiem - jeśli ktokolwiek ma inne podejście do Waszego dziecka - nie jest wart rozmowy z Wami.

8. MK tylko przy stoliku.

MK tylko przy stoliku u terapeuty. Chodzi o naukę koncentracji i wspólnego pola uwagi. Ale jeśli Wasze dziecko jest BARDZO oporne na stolik, możecie część zadań wykonywać z nim przy codziennych czynnościach (gotowanie, wkładanie prania do pralki, grupowanie skarpetek, budowanie z klocków), a tylko część przy stoliku.

9. MK to reklama i promocja. Wyciąga kasę od ludzi.

Ech.. to mój ulubiony zarzut. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Odpowiedź podzielę na części, bo wiem o co Wam konkretnie chodzi
a) terapeuci MK pracują tylko w gabinetach prywatnych.
Terapeuci MK rzadko pracują na etatach w państwowych poradniach. Dlaczego? Dlatego, że MK zakłada 60minutową pracę z dzieckiem na zajęciach, a w PPP mamy max 20 minut na dziecko. Ważniejsze są papiery niż pacjent (dla dyrektorów, nie logopedów). Życie w zbiurokratyzowanym kraju.
b) prof. Cieszyńska reklamuje swoje pomoce oraz pomoce swoich współpracowników.
A kogo ma reklamować? Tak po ludzku?
A tak na serio: jeśli do jakiegokolowiek terapeuty przesyłacie list o własnym dziecku, to ten terapeuta "wyłapie" z tego listu tylko te nieprawidłowości, które mu podacie. Gdybyście pojawili się z dzieckiem w gabinecie "wyłapałby" te nieprawidłowości, które widzi.
W tym pierwszym przypadku jedyne co może zrobić terapeuta, to polecić Wam ćwiczenia ogólnorozwojowe, które pomogą dziecku. Więc zakładając, że dziecko nie odróżnia kolorów, terapeuta podpowie Wam ćwiczenia na kategoryzacje. To samo robi prof. Cieszyńska, tylko zamiast po raz n-ty co to są kategoryzacje (a tłumaczyła to w Internecie nieraz), po prostu pisze: Kategoryzacje, wyd. WiR.
W kwestii diagnoz z zaznaczonymi pomocami, to cóż - ja też ich nie lubię. Ale te pomoce są dla rodziców, nie dla mnie. To rodzic ma tam napisane, że ma ćwiczyć kategoryzacje na przykład na WiRze.

Tu mam dopisek od profesor: 
"W gabinetach logopedzi/terapeuci pracują korzystając z pomocy wydawanych w 4 wydawnictwach, rodzice mogą je wszystkie obejrzeć i sobie samodzielnie skopiować. W Centrum Metody Krakowskiej wszystkie pomoce są na półkach w poczekalni, można w saloniku kuchennym przy kawie wszystko dokładnie zobaczyć i  podjąć decyzję zrobię sama,  albo kupię, bo szkoda mi czasu na wyklejanki.
Program słuchowy to książeczka z płytką za 20 zł, program stymulacji muzyką lub dźwiękami niewerbalnymi  polecany w poradniach kosztuje od 2 do 4 tysięcy złotych."

10. MK nie pomaga wszystkim dzieciom.

I tu pytanie, co to znaczy "wszystkim"? Na pewno nie pomoże dzieciom z białaczką czy ze złamaną ręką, ale pomoże większości dzieci z zaburzeniami komunikacji językowej. Ale skupia się głównie na problemach innych niż artykulacyjne. Dlaczego? Dlatego, ze jest oparta na naturalnym rozwoju mowy i myślenia dziecka, na obserwacjach neurobiologicznych oraz dlatego, że jest z powodzeniem stosowana już od 30 lat. To nie jest czary - mary i wróżenie z fusów, to są solidne podstawy naukowe, wieloletnie obserwacje, doświadczenia. I to jest ogromna chęć pomocy dzieciom.

Czy MK ma wady? Pewnie! Jak wszystko. Znacie coś bez wad? Ale nawet z tymi wadami (widzianymi moimi oczami - oczami terapeuty) jest najlepiej poukładaną i usystematyzowaną terapią neurologopedyczną. I jednocześnie jedną z najbardziej elastycznych. Nawet ja - Tomasz Niedowiarek - muszę to przyznać.
Dlaczego zatem nie ma mnie na liście terapeutów? Z lenistwa:) Nigdy nie mam czasu na obrobienie i wysłanie filmów ;)


21 komentarze:

Kasia, dobra robota! Napisałaś wszystko dokładnie tak, jak układa się w mojej głowie, chociaż doświadczenie mam niewielkie a dzieci w terapii troszkę. Ale cuda już widziałam... Pozwolę sobie na rozgłaszanie Twoich punktów.
KasiaG

hmmm... no i mam mieszane uczucia... z większością treści zgodzę się, ale jednak to w jaki sposób w praktyce wygląda praca metodą K pozostawia wiele do życzenia. I nie mówię tutaj o "terapeutach" metody, którzy są nimi tylko po skończonych studiach na UP...ale o promowanych przez samą Panią Prof osobach, które w Jej imieniu występują na konferencjach i szkoleniach. Będąc na zajęciach proweadzonych przez te osoby napatrzyłam sie na wiele. Wchodząc w dyskusje na temat słuszności nigdy nie uzyskiwałam konkretnej odpowiedzi. Przykład - dziecko z głęboką sprzężona niepełnosprawnością, niewidzące (wątpliwe jest nawet poczucie światła), niesłyszące, z MPD, zespołem Westa i przepukliną oponowo-rdzeniową ( wiem, wiele trudności). Pani - ceniona logopeda MK - rozkłada przed dziewczynką 4 obrazki i prosi o wskazanie pilki... Dziewczyna ma około 20 ataków w ciągu godziny, polegające na wyrzutach rąk. Wyrzuca ręce, obrazek się przesuwa - Pani komentuje " nie... to nie piłka, to auto...". Pani pracuje z D. już 2 i pół roku...Pytam - jaki sens pracy jest z D. na obrazkach skoro nie widzi - Pani odpowiada - "ale to tylko 4 obrazki... wcześniej pracowaliśmy na 2, bo więcej D. nie była w stanie ogarnąć wzrokiem". Tak się składa, że z dziewczynką pracowałam 3 lata po 5 godzin dziennie w grupie przedszkolnej... Zadałam mamie pytanie - dlaczego pracujecie na wzorku...Mama stwierdziła, że nie dostała się na WWR gdzie pracuje się AAC więc korzysta z tego co ma... OK rozumiem... Przykład 2 - ten sam ośrodek, pracujący tylko metodą MK pod patronatem prof. Cieszyńskiej - Pani K. którą najczęściej ostatnimi czasy można spotkać jako osobę prowadzącą szkolenia... Dziecko 2 letnie - autyzm, płacze, a ona krzyczy! Mama płacze... dziecko płacze, silna nadwrażliwość dotykowa, taka, że dotyk dłoni powoduje odruch wymiotny - a co tam, trzeba jego ręką na siłę wskazywać obrazki... Pytanie - czy ma sens taka praca, kiedy poza zwykłym oporem, który chce przełamać pojawia się taka trudność jak problemy z SI - ma sens i koniec... po 5, 10 zajęciach przestanie ryczeć... Tu nie chodzi o zarzuty w kierunku samej metody , bo jest mega uporządkowana i przemyślana, jest gotowym materiałem do pracy usystematyzowanej.... wiele do życzenia pozostawia sposób w jaki się nią pracuje... i powtarzam - nie chodzi o każdego jednego logopeda, tylko o tych, którzy sami promują tę metodę. Nie wspomnę, że w każdych zaleceniach są te same schematy dla wszystkich dzieci... i ostatni punkt zawsze dotyczy pomocy z linkami do stron gdzie można je zakupić... tego akurat nie zrozumiem nigdy... Mam takich opinii skserowanych wiele... różne dzieci, różne problemy... terapeuci znani w środkowisku krakowskim - w opiniach i zaleceniach zmienia się tylko imię dziecka.

Nie krytykuję metody, ale sposób jej nachalnego promowania. Jeśli robiliby to sami logopedzi, pracujący nią - wszystko ok - prawa biznesu. Jeśli robi to pani profesor, która powinna wykazać się obiektywnym podejściem do nauki w sytuacjach tego wymagających, rodzi to mój sprzeciw. W jakich sytuacjach dokładnie? Mam artykuł pani prof. pt." Standardy postępowania logopedycznego w przypadku autyzmu" . Cieszyńska wspomniała w nim tylko o metodzie i pomocach swoich i swojej rodziny. Tak jakby żadne inne nie istniały. Zachowała się tak tylko ona jedna - żaden inny autor artykułu, poproszony o spisanie standardów dotyczących innych zaburzeń, nie zrobił sobie reklamy. Nawet na studiach nie pamiętam, żeby np. prof. Woźniak czy Grabias robili sobie reklamę. A przecież mogli. I za to ich szanuję.

W sprawie SI: pamiętam jak na kursie prowadząca opowiadała o swoim konflikcie z logopedką MK i wzajemnej krytyce podejmowanych działań, przekazywanych przez mamę dziecka, jeżdżącą między Krakowem (MK) a Warszawą (SI).

I ostatnią rzeczą chcę się podzielić z Tobą;) Raz jeden zdarzyło mi się bronić samej metody. "Terapeutka" dziecka autystycznego, z którym miałam zajęcia, zaczęła krytykować przy mnie poprzednią logopedkę. A że jakieś literki mu pokazywała i że po co i że jakaś głupia, co ona wymyśliła. Nie lubię, kiedy jeden "specjalista" krytykuje drugiego, zwłaszcza wówczas gdy nie ma pojęcia o jego pracy. Tutaj krytykę podjęła dziewczyna, która nie miała nic wspólnego z logopedią i nie wiedząc nawet, że istnieje MK, ośmieliła się skrytykować coś, czego nie znała. Za sprawą takiej krytyki, rodzice pozbyli się logopedki nr 1, ufając kobiecie, która była ich guru - terapeutką od autyzmu.

Teraz już naprawdę ostatnia myśl: kiedy zaczęłam spotykać na swojej drodze logopedki z Krakowa, zastanawiałam się, dlaczego one zamiast nauczyć dziecko mówić np. [r], co im zajmie miesiąc - dwa i do domu, uczą go czytać, a do tego zajmują się rzeczami, którymi zajmuje się pedagog. Miałam wrażenie, że na siłę tracą czas na coś, czego rodzic wcale nie oczekuje. MK wydawała mi się nieskończona - zawsze bowiem jest coś, co można jeszcze usprawnić.To, co robią logopedki MK, mieści się w ramach zajęć korekcyjno - kompensacyjnych, więc jest w szkole - wchodzeniem komuś w drogę. Teraz patrzę na to nieco inaczej i przychylniejszym okiem, samej zdarza mi się skorzystać z pomocy MK. Dostrzegam jednak znaczącą różnicę w pracy i nawet definicji tego, czym jest logopedia, logopedów z Krakowa i tych z Lublina i Warszawy.

To już naprawdę koniec. Pozdrawiam serdecznie. Dobry post! Brzęczychrząszcz.pl

Studiów na UP nie kończyłam, więc raczej na papierze terapeutą tej metody nie zostanę (chyba że wymagania się pozmieniają :), a moja praca mocno ciąży ku terapii neurobiologicznej. Niemało się natomiast na temat MK naczytałam, nasłuchałam, naoglądałam i wcale nie krótko wszystko "trawiłam". Korzystam z pomocy logopedycznych prof. Cieszyńskiej i sobie chwalę, szczególnie ze względu na efekty, które rzeczywiście są - namacalne dla mnie i rodzica. Najważniejszy przecież jest sukces dziecka, krok do przodu, a jaką metodą go osiągniemy - to już inna kwestia. Ja jestem za MK :)
Pozdrawiam!

mnie osobiście metoda nie do końca pasuje, ale w pewnym zakresie działa, więc stosuję, jednak bardzo mnie denerwuje ta wszechobecna reklama MK, to co już ktoś tutaj pisał, że prof Cieszyńska wszędzie się reklamuje, co więcej podkreśla to, ze tylko MK jest skuteczna i super.. to jest drażniące i krzywdzące moim zdaniem, niestety ta kreowana moda na MK szkodzi bo wiele osób chwali się terapią MK nie mając o niej pojęcia, robiąc błędy i szkodząc nie tylko dzieciom ale i opinii o metodzie, robiąc to nieumiejętnie itd... myślę, że Pani prof powinna się tym właśnie zająć a nie reklamowaniem "na siłę"

Myślę, że p. prof. już się za to wzięła, wkrótce zmienią się wymagania dot. uzyskania statusu terapeuty MK, będzie wymagany dłuższy staż pracy i egzamin (!).
Dla twórców metody również jest to problem, gdy terapia prowadzona jest niezgodnie z założeniami.
Pozdrawiam.

Woźniak zajmuje się schizofazją i jąkaniem od strony praktycznej. Zbudował narzędzia do badania (schizofazja, motoryka narządów artykulacyjnych) i test przesiewowy do badania dzieci. Nie podam więcej, bo nie pamiętam. Grabias jest teoretykiem, chociaż nie wiem w sumie co to ma znaczyć, bo oni wszyscy praktykują bądź praktykowali.
Co do metody, sama miałam rozterki z nią związane i wciąż mam. Brakuje mi pewnych sposobów radzenia sobie z trudnymi zachowaniami dzieci, nigdy o tym nie czytałam w kontekście tej metody ( myślę, że właśnie dlatego rodzice dzieci autystycznych często wybierają terapię behawioralną, a dzieci dużo na tym tracą). Nie wiem też dlaczego pomijany jest temat nadwrażliwości słuchowej i dotykowej. Zastanawiam się też czy metoda krakowska może być stosowana u dzieci z głębokim upośledzeniem. Trochę bym tego znalazła. /Ada

Źle się wyraziłam, pisząc pewnych chodziło mi o jakieś sposoby radzenia sobie z trudnymi zachowaniami (pewnych nie ma)./Ada

Kasiu ja skończyłam studia w Krakowie.Przyznam, że ile razy miałam zajęcia z Panią prof. to wychodziłam z nich naładowana pozytywna energią, że wszystko mogę. Trzeba przynać, że ma sporą charyzmę. Od początku pracowałam na jej pomocach. Najpierw książeczki "Kocham czytać", potem zestawy do ćwiczeń sekwencji itd. Na podstawie jej książki robię dzieciom analizę funkcjonalną, bo na tym co dostaję z PPP nie da się bazować. Znam kilka przykładów gdzie 4-latki uczone tą metodą pięknie czytały. Terapeutą MK nie zostanę, bo aby nim być, należy spełnić kilka warunków. Mi wystarczą jej elementy. Metoda jest dobra, bo ułożona zgodnie z rozwojem funkcji dziecka. Pomoce można wykonac samemu, Kasia chyba nawet pokazywała przykłady. Nie należy też mylić MK z Manualnym Torowaniem Głosek-co niektórzy robią. I ma ona jeszcze jedna ważną zaletę. Dostosowana jest do pracy na gruncie polskim. (myśle tu o nauce czytania). To co dobre dla małego Brytyjczyka, niekoniecznie będzie dobre dla małego Polaka. Język polski, jako język fleksyjny wymaga innego sposobu nauki czytania. MK to uwzględnia. Metoda jako taka ma pewnie i jakieś wady, ale na dzien dzisiejszy uważam ją za najbardziej wszechstronnie rozwijająca dziecko./Aga

Nie stosowałam, dopóki dzieci miałam idące innymi metodami. Aż urodził się nasz Jaś i nic nie pomagało. Spróbowałam MK i teraz Jaśkowy CZYTA, sam opowiada o głoskach i sylabach, płytki pani Wianeckiej rewelacyjnie wspomagały, do tego zeszyty do grafomotoryki i dużo więcej - to kompleksowe podejście i codzienne ćwiczenia (kilka krótkich, skłądających się czasem na godzinę zabawo-pracy) powodują, że nie boję się startu szkolnego sya młodszego, zwanego czasem prawopółkulowym. Dysleksja też mnie już nie przeraża. Pozostanie tylko moniorować metody szkolne od pierwszej klasy (znam tylko siebie i jeszcze jedną nauczycielkę, które nie uczymy czytania po literze - tragedia).
Pozdrawiam,
KasiaZ (nauczyciel w tej chwili specjalny)

W odpowiedzi na pytanie;)

Ktoś już wspomniał wyżej, ale podam konkretne pozycje:

Woźniak T. Zaburzenia języka w schizofrenii, Lublin 2000
Grabias S., Kurkowski Z. M., Woźniak T. Logopedyczny Test Przesiewowy dla dzieci w wieku szkolnym, Lublin 2002
Woźniak T. Narracja w schizofrenii. Lublin 2007

Pan profesor sam dał nam, swoim studentom, test do badania schizofazji, żebyśmy nie musieli kupować. Podobnie inni - np. pani dr Panasiuk dała .pdf swojego podręcznika do afazji.

Nie przypominam sobie też, żeby np., pani Mirecka chwaliła się i polecała swoją Skalę dyzartrii - na zajęciach omawialiśmy inne skale.

Nie robiono (poza jednym wyjątkiem, o którym nie wspomnę) sobie reklamy ani na zajęciach, ani na wykładach.

Brzęczychrząszcz

Aha, i jeszcze jedno: to nieprawda, że Lublin i Warszawa uczą tylko wymowy. Uczą wymowy w przypadku dyslalii, a to znacząca różnica. W przypadku innych zaburzeń pracują nad mową.

;)

Brzęczychrząszcz

AAC to nie tylko obrazek - w ośrodku, o którym mowa, a do którego dziewczynka, o której pisałam się nie dostała - z powodzeniem u dzieci z tak sprzężoną niepełnosprawnością pracują np. na bodźcach uprzedzających. W przypadku tej dziewczynki na ten moment nic innego w kwestii komunikacji nie wchodzi w grę. Taka różnica. I powtarzam - ja nie oceniam samej metody, bo i ja wykorzystuję ją w pracy. Jestem tylko przeciwna temu w jaki sposób przekazywana jest wiedza na studiach na temat metody i że studia logopedyczne oparte są tylko i wyłącznie na jedynej słusznej i że mówi się o tym dokładnie w ten sposób. Również to, że autorka metody i jej uczennice nazywają ją terapią autyzmu. Wiele jest faktów, które zniechęcają i jestem pewna, że gdyby nie one - nikt nie śmiałby jej nic zarzucać, bo sama w sobie jest jedyną - tak uporządkowaną, przemyślaną, do terapii różnych problemów, jasną i gotową do wykorzystania w pracy.

Dziewczyny,
wcięło mi wszystkie moje komentarze ;/
A wrrr ;/

Odpowiadam jeszcze raz.

Tylko jeszcze przypomnę: odpowiadam za siebie i "Głoskę" :) i rozumiem, że pewne zachowania dookoła metody mogą Was do niej zniechęcać. Też tak miałam. Dlatego oceniam metodę, nie to, co się dookoła niej dzieje :)

@dehira - dzięki za AAC.
Jeśli chodzi o krytykę tego, co się dzieje dookoła metody, nie odpowiadam za nią. Zaznaczyłam na początku tekstu :)

@Patrycja - dziękuję za Grabiasa i Woźniaka.
Pozycje książkowe panów profesorów znam, ale nie wiedziałam, że praktykowali. ;) Takam naiwna :)
Chodziło mi o to, że Lublin (i Warszawa) zaczynają uczyć od wymowy i idą dalej, a Kraków odwrotnie. Choć teraz też nie wiem czy dobrze to ujęłam. Mam przyjaciółkę po Lublinie, już to kiedyś analizowałyśmy. :)
No i u nas na wykładach też nie było reklamy! Skąd taki pomysł?! Wszystko, co jest w podręcznikach Cieszyńskiej my mieliśmy na wykładach, nie trza kupować.
I skale do badania afazji/dysleksji/IQ i innych rzeczy też omawialiśmy. To nie jest tak, że przez 5 lat studiów była TYLKO krakowska. Bez jaj.

@Anonimowy -
Temat nadwrażliwości - to jest jedna z tych wad, o których piszę na samym końcu. Bo ta metoda ma wady. Ja nie twierdzę, że nie. Ale mówienie o niej, że uczy mowy nie komunikacji - moim zdaniem - jest nieporozumieniem ;/

I wszystkim Wam bardzo dziękuję za komentarze!! :) I proszę o więcej

Jestem po Logopedii z Audiologią UMCS. Po studiach dostałam pierwszą pracę, była to terapia z dzieckiem z autyzmem. Nie miałam wcześniej żadnego doświadczenia w pracy z dziećmi ze spektrum autyzmu. Powiem szczerze: mój pierwszy dzień terapii (do którego uczciwie przygotowywałam się na miarę swoich możliwości) to dramat, nie będę rozwijać tematu. Każdy pamięta pewnie swoje pierwsze zetknięcie z autyzmem. Wtedy mama chłopca pożyczyła książki prof. Cieszyńskiej, pokazała zeszyty pracy z kilku lat terapii i otworzyłam oczy ze zdumienia: dlaczego nie wiem tak wielu rzeczy po swoich studiach?!
W fazie zachwytu metodą k. twierdziłam, że wybiorę się na studia podyplomowe z Logopedii w Krakowie ;) bez przesady, nie wyprę się Lublina, nie wymarzę z CV. Ale ZAZDROŚCIŁAM absolwentom UP w Krakowie wiedzy, jej uporządkowania i wskazówek do konkretnej terapii. Teraz czytam książki, czasami wybiorę się na szkolenie do Krakowa, po którym wracam i myślę, myślę, myślę... Daję radę.
Z cały szacunkiem - przejście egzaminu u prof. Grabiasa na pierwszym roku LzA na UMCS z Teorii zaburzeń mowy nie polega cytowaniu "Języka w zachowaniach społecznych"? Dr Muzyka nazwała to na zajęciach żartobliwie 'grabiasologią' - uważam, że bardzo trafnie. To nie jest skupienie się tylko na swojej teorii? To nie jest jej reklama? Książka szła jak ciepłe bułeczki. Daleka byłabym od porównywania terapii schizofazji proponowanej przez prof. Woźniaka i terapii autyzmu opisanej przez prof. Cieszyńską – trochę inna waga zagadnienia i skala terapii. Przede wszystkim w schizo nie obędzie się bez leków. Dyzartria u dr Mireckiej... dla mnie czysta teoria, nie mająca nic wspólnego z tym, jak wygląda w rzeczywistości godzina pracy z dzieckiem z porażeniem czterokończynowym. I uważam, że znacząca większość zajęć polegała na omówieniu skali dyzartrii autorstwa dr Mireckiej. Dr Panasiuk – mam wrażenie, że była największym praktykiem, stąd być może jej świadome podejście do problemu terapii i myśl, że od udostępnienie swojej książki nie zbiednieje. Na moim roku tego nie zrobiła, trudno.
Wrócę jeszcze do autyzmu: fakultet na temat tego zaburzenia na UMCS polegał na polecaniu nam książek Uty Firth. Litości. Chciałabym spotkać jeszcze kiedyś niektórych wykładowców z UMCSu i zapytać co oni tak naprawdę.
Właściwie wszystko, co powyżej porównuje Kraków i Lublin. Odniosę się jeszcze do zarabiania pieniędzy na promocji swojej metody przez prof. Cieszyńską. Metoda opisana NA FORACH INTERNETOWYCH nie jest moim zdaniem metodą pilnie strzeżoną, za którą ktoś życzy sobie nie wiadomo jakich pieniędzy. Sama profesor odpisując matkom na ich pytania, opisuje krok po kroku, co zrobić w konkretnym przypadku. Jeśli ktoś nie chce kupić książki, wydać kasy na szkolenie – proszę bardzo, niech wejdzie na forum. Pomoce można faktycznie obejrzeć od deski do deski w Centrum MK w Krakowie. Dla mnie najważniejsze jest, że nie słyszałam, aby odmówiła komuś pomocy, bo kogoś nie stać na opłacenie terapii. Wykonała pracę, która przyspieszyła rozwój terapii w Polsce o wiele lat – uświadomiła mi o tym matka, która ze swoim synem przyjechała z Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu pomocy i opowiedziała, jak mizernie wygląda to na Wyspach. Należą się Jej za to każde pieniądze, ponieważ są zarobione uczciwie. Czy ktoś spotkał się np. z Makatonem? Pewna matka pokazała mi kilka gestów, ale w wielkiej tajemnicy, bo podpisała zobowiązanie, że nikomu tego nie udostępni. To jest tajemnica pilnie strzeżona. Gesty, które są czasami identyczne z językiem migowym. To jest dla mnie sytuacja, w której ktoś chce zarobić za wszelka cenę – zabronić rodzicom opowiadać o tym, co widzieli i słyszeli, a jeśli ktoś chce z ich córką ‘makatonować’ tak, jak rodzice, musi zapłacić i wybrać się na szkolenie. Jest różnica.
Wciąż uczę się MK, mam wątpliwości. Dzięki nim mam zamiar zostać świadomym terapeutą.

Zauważam tendencję do nadużywania metody krakowskiej. Dzieciaki, które przejęłam wymagały pracy nad komunikacją. Zdarza się, że mają 8 i więcej lat i nie potrafią zasygnalizować swoich potrzeb, udzielić odpowiedzi "tak" i "nie". Ich zeszyty wypełnione są sylabkami. Pytanie jaki jest cel? Kolejnym problem jest prowadzenie tą metodą dzieci z zaburzeniem słuchu fonemowego. Co one kodują?
Przede wszystkim najpierw komunikacja z dzieckiem, usprawnianie narządów, nie mówiąc już o prawidłowym oddychaniu, a dopiero potem rozpoznawanie i powtarzanie. Sytuacja - malutkie dziecko czytające (w jakim celu?) kiedy nie umie połykać, oddychać... Nie krytykuję metody ale czas i przypadki, w których na siłę się ją stosuje są przerażające. Pracuję w Krakowie, gdzie nadużywanie metody jest nagminne. Studia kończyłam na UŚ, co dało mi szerszy obraz terapii logopedycznej.

A oto już trzeba pytać logopedów, którzy z tymi dziećmi pracowali :)

Post jest o metodzie i o tym dlaczego JA ją stosuję. Za innych nie odpowiadam.

Pozdrawiam :)

metoda krakowska rzeczywiście jest sensowna, fajnie opracowana, skuteczna, ale...nie dla wszystkich.nie ma metody dobrej dla każdego. przerażające jest nadużywanie tej metody i stosowanie jej w każdym przypadku. te sylabki powklejane do zeszytów dzieci, które nie potrafią wskazać na konkretach prostych przedmiotów, nie rozumieją prostych poleceń są żenujące. podobnie jak prowadzenie tą metodą zdrowych dzieci jedynie z wadami wymowy.

Ech :)
1. No przecież napisałam, że metoda jest dobra dla większości dzieci z zaburzeniami językowymi. Większości nie znaczy wszystkich.
2. Prowadzenie tą metodą dzieci z wadami wymowy jest nierozsądne. Pod warunkiem, że jedynym problemem tych dzieci jest wada wymowy ;) Nie znam ŻADNEGO logopedy pracującego MK, który ćwiczy TYLKO wady poprzez metodę. ŻADNEGO.
Z drugiej strony - ja za tych, którzy tak pracują nie odpowiadam. Mówię za siebie i "Głoskę".
3. Co do sylabek powklejanych do zeszytów dzieci - może warto zapytać tamtych logopedów dlaczego tak robią? :) Może mieli jakiś swój cel. Bo z całym szacunkiem - nie wiem dlaczego, ale mam dziwne wrażenie, że logopedów MK traktuje się jak idiotów :P

Pani Kasiu,
Metodę krakowską znam od 8 lat i zgadzam się w 100 % z tym co napisała Pani powyżej. Przesyłam wiosenne pozdrowienia z Warszawy. Ewa Wojtyńska (terapeuta MK i prywatnie mama chłopca z autyzmem)

Mam nieco inne doświadczenia: zdarzało mi się spotykać dzieci ze spectrum autyzmu, którym logopeda kazał dmuchać na wiatraczki oraz masować buzię i język. I powiedzieć rodzicowi: przyjdźcie, jak dziecko zacznie mówić. Jeśli ktoś uczy dziecko czytać, a ma ono np. seplenienie międzyzębowe, to przesadza. Wydaje mi się jednak, że problem tkwi nie w nadużywaniu MK (a najczęściej jej elementów, bo MK w mniemaniu niektórych sprowadza się do nauki czytania), a w brakach terapeutów, którzy zamykają się w tym co potrafią, co wynieśli ze studiów i nie rozwijają się. Mając kontakt z różnymi dziećmi sama widzę, jak wiele jeszcze muszę się nauczyć, żeby potrafić każdemu pomóc. Zatem: MK nie dla każdego, jasna sprawa. Aczkolwiek często wykonuję na zajęciach stymulację lewopółkulową - kilka zadań jako przerywnik ćwiczeń (jeśli pracujemy np. nad wadą wymowy). Dzieciaki są teraz bardziej skłonne do dysleksji, uważam, że to ważny aby odpowiednio wcześnie poinformować rodziców, a przy zadaniach lewopółkulowych widać zagrożenie dysleksją bardzo wyraźnie.
Odniosę się jeszcze do sylabek w zeszytach, bo z tym również się spotkałam. To nie jest MK. W MK bardzo wyraźnie mówi się: od konkretu do symbolu, od symbolu do czytania. Jeśli dziecko nie ma rozumienia, nie działa na przedmiotach, to jak ma niby czytać i jak może mu to pomóc... Ktoś poczytał o MK, skubnął wiedzy i mówi o sobie, że pracuje 'elementami MK'. Bzdura. Robi to bardzo złą robotę całej metodzie.

Prześlij komentarz

Jakie jest Twoje zdanie na ten temat? Wyraź je :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.