poniedziałek, 30 września 2013

Posłuchaj. Analiza i synteza słuchowa

Zastanawiam się czy nie zmienić nazwy bloga na coś w stylu "Logopedia w kuchni" czy też "Logopedia z niczego" lub "Manufaktura logopedyczna" ;) Coraz częściej łapię się na tym, że większość pomocy wykonuję w kuchni. Dzisiaj tak samo.
 
O domowym treningu słuchowym już było. Ktoś zarzucił mi wtedy, że dziecko może nie znać tych dźwięków, że to jest za trudne i w ogóle nie powinno się robić takich treningów w oderwaniu od rzeczy. Nie do końca się z tym zgadzam, aczkolwiek przyjmuję z pokorą (i dumą jak weteran w służbę powołany). I poprawiam się. Dzisiaj trening zupełnie inaczej przeprowadzony. Przeprowadzam go na filmikach instruktażowych, tj. pokazuję Wam, jak wg mnie tenże trening powinien wyglądać. Najpierw bawię się przedmiotami, tak że dziecko je widzi, a potem słyszy tylko dźwięk. W rzeczywistości wykonuję ruch (aby dziecko mogło usłyszeć dźwięk) za swoimi plecami lub za jakąś kotarką.
 
Teoretycznie powiem tylko, że słuch to bardzo ważny zmysł w ciele człowieka. To, że dziecko nie ma ubytku słuchu z punktu widzenia laryngologicznego, nie oznacza zawsze, że dobrze słyszy. Może się bowiem zdarzyć tak, że ucho słyszy, ale mózg nieprawidłowo przetwarza informację (skutkiem tego jest np. nieprawidłowy słuch fonemowy kiedy dziecko zamiast [s] słyszy [c]). Najważniejszym procesem jest słuchanie mowy (jakiegokolwiek języka), ale aby mowa była dobrze rozumiana należy wcześniej stymulować ją dźwiękami niewerbalnymi. Do nich zresztą należą m.in. wyrażenia dźwiękonaśladowcze.
 
Teoria teorią, a praktyka sobie... Trening słuchowy jest przede wszystkim doskonałą zabawą. To jak go przeprowadzić zobaczycie zaraz w dwóch filmach. Uwagę mam jedną: przygotowałam dla dzieci 10 dźwięków. To dużo. Chciałam jednak pokazać Wam rozpiętość możliwości. Wy możecie jednak albo zmniejszyć tę liczbę, albo.. zwiększyć (wersja dla mam i dzieci bardzo zabawowych;))
 
Na początek pokażę Wam, jakie dźwięki wywołałam.
 

  1. Kasza w plastikowym pojemniczku
  2. Folia aluminiowa
  3. Łyżka i rolka po ręcznikach papierowych
  4. Łyżka i pusta szklanka
  5. Dwa noże obijające o siebie (są ceramiczne, więc dźwięk inny niż przy metalowych - info dla ambitnych :P)
  6. Książka (rzut książką :P)
  7. Torba foliowa
  8. Gazeta
  9. Woda (!!!!!)
  10. Pieczątka
W pierwszym filmie pokazuję Wam, jak pokazać dziecku dźwięk. Banał:)
 
KURTYNA!!
 
To dźwięków już posłuchaliśmy, czas na zadanie. Słuchaj dźwięków razem z dzieckiem i po każdym zatrzymaj na chwilę film. W tym czasie dziecko powinno odgadnąć co słyszy. Odpowiedź pojawi się w filmie. Dzieci młodsze, które nie mówią, mogą pokazać u góry na zdjęciu, co słyszą.

A! I pierwszy raz w życiu montowałam film, stąd pewne... uchybienia i niedoskonałości. Postaram się poprawić ;)
Oczywiście, jak pisałam wcześniej, trening możesz przeprowadzić sama w domu. Bierzesz kilka rzeczy, pokazujesz dziecku jak na pierwszy filmie. Potem chowasz je za plecami i z pytaniem "CO TO?" produkujesz za tymi plecami jakiś dźwięk ;) Łatwe, nie?
A teraz zadanie dla Mam (i Tatusiów): kto bez pomocy wujka Googla zgadnie skąd pochodzi cytat na górze? Ten pisany kursywą, a potem przekreślony ...
 
PS. Nienawidzę swojego głosu w mikrofonie! Dlatego m.in. raczej nie skuszę się na vloga, choć niektórzy z Was kuszą, oj kuszą ;))

piątek, 27 września 2013

Memo na szybko

Czy Wy też macie w pracy/w domu takie dni, kiedy dziecko nie chce Wam pracować? Nie krzyczy, nie bije, nie buntuje się. Po prostu przysypia?
Ostatnio miałam kilkoro takich dzieci. Nie winię ich, nie winię siebie. Ćwiczenia były nowe, dzieciaki najedzone i wyspane. Tylko pogoda nagle się zmieniła. Spadło ciśnienie, deszcz większy niż zazwyczaj.. Podobno w Polsce teraz jest taka sama pogoda... Porażka
 
Dzieciaki śpią zatem, a ja muszę - choćby grzmiało i błyskało - przećwiczyć z nimi pamięć globalną, percepcję wzrokową, grafomotorykę...  Jak???!!!

Metoda stara, na wielu dzieciach wypróbowana.
 
Kasia: Zagramy w karty?
Dziecko: ???
Kasia: Zagramy? Bo już ćwiczeń nie robimy, tylko kończymy zajęcia..
Dziecko: Taaaak! (tutaj tajemnicza senność ustępuje zazwyczaj:P)
Kasia: Tylko wiesz - nie mam kart. Musimy sobie je zrobić.
Dziecko: Jak?
Kasia: A tak :)
 
1. Bierzemy zwykłą białą kartkę papieru
 
 
2. Zaginamy ją na pół wzdłuż dłuższego boku. Potem jeszcze raz na pół. A potem dwa razy na pół wzdłuż krótszego boku ;)
 
 
3. Przerywamy kartkę w miejscu zgięć. W ten sposób otrzymujemy 16 kartoników.
 


4. Na pierwszym kartoniku rysujemy jakiś znaczek. Potem na drugim.
Kasia: Tu narysujemy słonko.. i tu też słonko.
 
 
5. Na drugim malujemy inny znaczek
Kasia: A tu będzie oko. Namalujesz teraz Ty oko?
Dziecko: tak
 
 
I w tym miejscu nasza misja grafomotoryczno - percepcyjna zaczyna działać ;)
6. Tym sposobem zapełniamy wszystkie kartoniki. Wymyślamy znaczki, jakie tylko chcemy (lub jakie chce dziecko)
7. Kiedy już zarysujemy wszystkie kartoniki, zaczynamy grę. W memory:) Tu już zasad nie trzeba tłumaczyć, prawda? :)
 
 
ps. skarpetka nie moja :P

 
U mnie jest mniej niż 16 obrazków, bo kilka zabrał nam brat Karolki :)

Myślę, że nic odkrywczego Wam dzisiaj nie napisałam, ale czasem dobrze jest sobie poprzypominać rzeczy najprostsze i najłatwiejsze. Oraz najbardziej oczywiste.

Przy tym wszystkim naszła mnie refleksja.. Będzie o niej też na blogu, ale muszę się lepiej do tematu przygotować. Refleksja na temat wielojęzyczności. Ale.. jeszcze zdążę się powymądrzać ;)


EDIT:
Na górze w zakładce "Czytam" dodałam jeszcze cztery blogi, które czytam regularnie;) Zapraszam Was do Dzielnego Franka, na Florydę do Kozy i Kozaka, do Taiwanu (Babel School) oraz na Pisadło Ani :)

 

środa, 25 września 2013

Sekwencja warkoczowa z lekkim przymrużeniem oka

Dzisiaj na warsztat bierzemy (głównie) dziewczynki. I sekwencje.

Że sekwencje są stałym elementem naszego życia pisałam tu. Że można je znaleźć wszędzie, też tam (ostatni akapit i komentarze). Dzisiaj zatem to potwierdzę;) Twoja mała królewna powinna ćwiczyć sekwencje, a już jej się znudziły układanki kolejno klocków, sztućców i obrazków?? Naucz ją...pleść warkocze ;)



Kiedy proponuję ten pomysł mamom zawsze
a. mają wielkie oczy z niedowierzania.. naprawdę? ćwiczenie? logopedyczne??
b. wybuchają śmiechem i mówią "ok. a jaki warkocz?" ;)
 
Całkiem serio zatem:
a. Plecionka warkocza to jedno z lepszych ćwiczeń jakie znam. Pozwala na układanie sekwencji oraz usprawnia motorykę małą. Najpierw ćwiczymy na włosach lalki, kawałku włóczki (mama pokazuje ruch, córka powtarza go na swojej lalce). Potem tylko mówimy (np. "z jednej, z drugiej"), a dziecko w tym czasie wykonuje ruch. Jeśli maluch chwyci bakcyla łatwo zapamięta kolejność ruchów i samo będzie się czesać ;)
b. Zawsze polecam najłatwiejszy warkocz wszechczasów czyli... kłos ;) Tak, tak.. naprawdę jest łatwy.
Rozdzielamy "kitkę" na dwie części. Chwytamy zewnętrzne pół pierwszej części i przeplatamy na środek (dołączając do drugiej części). A potem chwytamy zewnętrzne pół drugiej części i przeplatamy na środek (dołączając do pierwszej części). A potem powtarzamy sekwencję. Nawet film instruktażowy przygotowałam ;)


 
To, co.. pleciemy warkocze dzisiaj? ;)
 

czwartek, 19 września 2013

Kopciuszek. Kategoryzacje

"Pani Kasiu nie ćwiczyliśmy w tym tygodniu, bo on nie chce ćwiczyć". Ile razy słyszałam ten tekst?? Wiele. Co odpowiadam? "Nie znam słowa "nie chcę"". Bo nie znam. Jeśli dziecko czegoś nie chce ćwiczyć, to albo dlatego, że ćwiczenie jest dla niego za łatwe, albo dlatego, że ćwiczenie jest nudne. Bo nie każde jest ciekawe niestety. Ale każde może ciekawym się stać.

Ostatnio jedna mama mi powiedziała, że córka nie chce kategoryzować. Nie układa niebieskich klocków, do niebieckich i czerwonych do czerwonych. Nie umie tego. Cóż..
Każde dziecko lubi odkrywać coś nowego. Ćwiczenie po raz setny tego samego ćwiczenia nie jest fajne, niestety. Dzisiaj - na szybko - pokażę Wam kategoryzacje "na Kopciuszka".

Potrzebne będą
1. Kamyki lub inne przedmioty, które będziemy kategoryzować (nie kolorowy papier!)
2. Kasza ;)

Wrzucam do miski kaszę i kamyki ;), w dwóch innych naczyniach tworzę kategorie.
 
 
 
A potem dziecko:
a) szuka kamyka,
b) znajduje kamyk,
c) dorzuca go do właściwej kategorii
 
 
 
Proste, prawda?? A ciekawsze niż zwykłe kategoryzowanie:)
 
Możecie tak ukryć wszystko: resoraki, laleczki, figurki, owoce we wszystkim: kasza, ryż, piasek.... Ćwiczenie, zabawa, a przy tym masaż rączek.
 
Polecam!!!!

wtorek, 17 września 2013

Blogi, blogi dookoła.

Słuchajcie, apel mam!!!
 
Niewiele z Was wiele, ale teraz właśnie się dowie, że oprócz tego, co wiecie, że robię, to od 1 września uczę w polskiej szkole. Polskiego, gdyby ktoś miał wątpliwości ;) w gimnazjum między innymi:)
I dzisiaj podałam "moim" gimnazjalistom adres tego bloga. Powiedzieli, że hejt będzie, więc czekam nań :) Ale adres podałam dlatego, żeby sami się wkręcili w pisanie. Bloga właśnie. Mam lepsze i mocniejsze argumenty niż Wy, bo stawiam szóstkę raz  w miesiącu za systematycznie prowadzony blog. A wiecie: świadectwo z polskiej szkoły jest honorowane przez MEN, więc... W każdym razie: oni piszą, ja oceniam.  Ale!! Obiecałam, ze pokażę im blogi innych dwujęzycznych nastolatków. Na pierwszy ogień poszła
Zosia.
I teraz pytanie do Was; znacie inne blogi polskie dwujęzycznych nastolatków? Aniu, czy Twoja Kasia coś pisze?? Koza coś pisze?? Ktoś jeszcze?? Ratujcie, Mamy!!!
 
A i powiedzcie mi, co myślicie o samym pomyśle?
 
Zdjęcie pochodzi z serwisu prawatworcow.pl

poniedziałek, 16 września 2013

Naleśniki, czyli jak odwracać sylaby

Wiecie już wszyscy z poprzednich postów, że nauka czytania metodą sylabową zakłada najpierw czytanie sylab otwartych, potem zamkniętych. Fajnie, pięknie. Tylko przychodzi taki czas, kiedy niektóre dzieci nie potrafią przeczytać sylaby zamkniętej. W praktyce oznacza to tyle, że widząc PA i AP ciężko im stwierdzić która to [pa], a która [ap]. (W nawisach kwadratowych wpisuję zawsze dźwięk). Jak sobie z tym fantem poradzić?
Ela z Dwujęzyczności pokazywała kiedyś na blogu kamyki sylabowe. Stwierdziłam wtedy, że zrobię sobie takie same, a co??!! Że gorsza jestem? ;) Łaziłam więc w czasie wolnym, szukałam nad Łabą stosownych kamieni. Płaskie być musiały i takie, na których moja nie do końca sprawna manualnie ręka umiałaby "coś" namalować. Myślę, że znają mnie już wszystkie ptaki nad rzeką, a kamieni... nie mam! No nie znalazłam. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma prawda?  :) A ja w domu mam chomika, kota, rybki oraz psa sól, mąkę i wodę, więc zrobiłam sobie "kamyki" z masy solnej. W dwóch kolorach :)
 
Co teraz z takimi tworami robimy? Podpisujemy!! :D
 
 
I znowu będę Was przepraszać za jakość zdjęć, ale nawet nie mam czasu, ochoty błąkać się po sklepach w poszukiwaniu aparatu... (buty chcę!!)
 
Trick jest taki: na jednej stronie kamyka napisana jest sylaba, np. PA. Mówię dziecku "Zobacz, to PA. Popatrz! Obracamy PA i mamy... AP." Trudność polega na zrozumieniu przez dziecko sytuacji odwracania. Te same znaki tworzą inną sylabę. To już czytanie lewopółkulowe, sekwencyjne. Tu już nie ma miejsca na zgadywanie.
 

Mnie akurat były bardzo potrzebne sylaby, ale Wy możecie na kamykach odwracać wszystko. A właściwie każdy wzór :) Ba! Nie musicie nawet robić tego na kamykach, a na zwykłych kartkach, ale - umówmy się - karta nie jest atrakcyjna. Nie jest i już.

A co potem z kamykami?

1. Sekwencje.  Można je układać do ostatniego kamyka
 
2. Kategoryzacje
a) ze względu na kolor
b) ze względu na samogłoskę
c) ze względu na spółgłoskę
(zbulwersowanym odpowiadam - tak, przychodzi taki moment w nauce czytania metodą sylabową, że uczymy dzieci analizy głoskowej - w końcu muszą jakoś pisać, prawda?)


3. Budowanie wieży. Wbrew pozorom jest to bardzo ważna umiejętność w życiu każdego dziecka.



4. Gra w scrabble sylabowe ;)


Kamyki mogą mieć też inne zastosowania. Jakie? Wymyślały wczoraj dziewczyny na "fejsbuku": żetony - punkty, żetony - oznaczające głoski... co kto lubi. Do ćwiczeń pionizacji się nie nadają, bo są po prostu za grube (i niejadalne). Tu polecam opłatki. Do kupienia w każdej przyjaznej - uwaga - CUKIERNI :)

A Wam? Podobają się moje kamyki?? Co o nich myślicie??

sobota, 14 września 2013

W pogoni za szczęściem :)

Dzisiaj na szybko :)Kubiszon ma nowe ortezy :) A to znaczy, ze akcja się powiodła, że Tomek komuś pomógł :) A teraz Tomek chce pomóc kolejnej osobie. Stąd apel na jego facebooku

"Jeżeli znacie kogoś kto potrzebuje pomocy, zbiera środki na operacje, rehabilitacje czy też w innym ważnym celu. Odeślijcie tą osobę do mnie z prośbą o kontakt na adres: kontakt@wpogoni.com.pl 

Trzeci etap projek
tu "w pogoni za szczęściem" to Afryka i maraton w Marakeszu. Dlatego gorąca prośba do was, ponieważ do 10 października będę poszukiwał osoby na rzecz które pobiegne ten maraton. 

Wspracie dla Miłosza w przypadku maratonu w Tokio czy Kubusia w przypadku maratonu w Rio de Janeiro to potwierdzenie, że można zdziałać wiele ! Także dzięki wam!! 

Na podany wyżej adres mailowy trzeba przesłać krótką informacje o danej osobie, podać cel oraz kwotę pieniężną która należy zebrać a także to czy dana osoba jest podopiecznym jakiejś fundacji. Gorąca prośba o przesłanie jednego zdjęcia to pomoże mi w podjęciu decyzji.

Wszelkie informacje o projekcie znajdują się na stronie 
www.wpogoni.com.pl oraz www.facebook.com/wpogoni"

Znacie kogoś, kto potrzebuje pomocy? Jeśli tak - prześlijcie mu wiadomość od Tomka. Może znajdzie się wśród Waszych znajomych osoba, dla której Tomek pobiegnie w Marakeszu?? ;)
Powiem szczerze, że też nie wiedziałam, że można wygrać taki los na loterii, kiedy wysyłałam taką samą wiadomość w marcu mamie Kuby. Udało się!! Więc.. pozwólmy następnej osobie gonić szczęście ;)


PS. Wykorzystałam logo Tomasza Pogona z akcji "W pogoni za szczęściem".
 
 

czwartek, 12 września 2013

Czytam, więc jestem..

O tym, że dziecko dwujęzyczne pisać i czytać po polsku umieć powinno już pisałam. Ania w komentarzach do swojego postu o obronie telewizora pyta jak zachęcić dziecko do czytania po polsku? Tak sobie pomyślałam, że temat przecież łatwy nie jest, ale ileż to razy, ja - biedny szary ;) logopeda - musiałam zachęcać polskie dzieci w Polsce do czytania? Ha! A co dopiero za granicą! Nie ma lekko, nie ma ;)

Miałam wątek poruszać już wcześniej.
Mam teraz na zajęciach chłopca. Ma 13 lat jest trójjęzyczny: polski, grecki i niemiecki. Ma także dysleksję.
Rozmawiamy razem o "Narrenturm" Sapkowskiego. Tłumaczę, że to fajne, opowiadam. Mam przy sobie książkę, czytam fragmenty. Zaznaczam mu te, których on czytać nie musi, bo są np. mega-długimi opisami szat głównego bohatera lub opisem listka, który spada z drzewa :P Młody się wciąga, cieszy strasznie. Na zajęciach próbuje czytać sam, urywam mu w pół ważnej bitwy, koniec zajęć. Zostawiam mu książkę.. Młody zainspirowany, ucieszony, biegnie na dół pochwalić się mamie. A mama co?? Przy dziecku: "Pani Kasiu, ale on tego nie przeczyta, to za trudne jest dla niego, za długie... może jest jakiś film na tym oparty??"
I dziękuję.
Pozamiatane.
Dziecko na pewno nie przeczyta.
Zatem jeśli Wy, drodzy Rodzice, macie takie samo podejście do czytania jak ta mama, to nie czytajcie dalej. Szkoda Waszego czasu ;)
 
Jak zachęcić dziecko do czytania. Temat na post. Recepty nie podam, bo nie mam. Mam swoje sposoby i o tych, chciałabym napisać. Musimy jednak zrobić założenie (jak w matematyce normalnie! ;) ), że mamy przed sobą dzieci (osoby), które technikę czytania mają opanowaną.
 
1. Zaczynamy od komiksów. Zawsze. Dlaczego? Bo przy komiksach nie trzeba myśleć o tym, co się czyta ;) znaczy się: akcja dzieje się na obrazkach ważny jest tylko dialog między bohaterami. Przyznam się, że tak właśnie zaczynałam czytać po niemiecku kilka miesięcy temu. Kupowałam Kaczory Donaldy Giganty ;) i wcale nie czułam się na nie za stara.
 
2. Pamiętajcie, że Wasze dzieci powinny czytać teksty, których słowa rozumieją. W praktyce oznacza to tyle, że czternastolatek Sienkiewicza nie przeczyta dokładnie. Nie ma zmiłuj. Zwłaszcza czternastolatek z dysleksją lub czternastolatek dwujęzyczny.
Z drugiej strony znam dziewięciolatki, które tu - w Niemczech - czytają "Akademię Pana Kleksa". I nie mówię o "mojej" klasie ;)
 
3. Przypomnijcie sobie, Drogie Mamy, co Wy czytałyście w wieku Waszych córek. Musierowicz? Super! To podajcie dziewczynom Musierowicz. Tylko nie "Kłamczuchę", bo ta napisana w 1976 to jest archaiczna nawet dla mnie;) Ale tomy tak od czasów "Kalamburki" już są coraz bardziej dzisiejsze ;) Zapytajcie Waszych braci, kolegów, mężów, co czytali w wieku Waszych synów. Pewnie też doradzą.
 
4. Jeśli już wybraliście jakąś książkę dla pociech, zacznijcie ją dziecku czytać. Czytacie, że smok poszedł do domu, że zionął ogniem, a tam już pod ścianą pieczary czekał rycerz i... i jak w telenoweli brazylijskiej przerwijcie ;) I zostawcie otwartą książkę i sobie idźcie. Idźcie!! Nie pilnujcie!! Jeśli dziecko będzie zainteresowane samo sięgnie po książkę. Ale raczej nie na oczach mamy :P
 
5. Lektury są nudne! Sorry. Zwłaszcza te, w których zawarte są archaizmy. Pamiętam jak kochałam się w "Panu Samochodziku" dopóki nie okazało się, że mamy go omawiać na polskim. Wtedy mi zbrzydł. Bo każda historia rozłożona na czynniki pierwsze zaczyna się robić.. mało interesująca. Przykład? Załóżmy, że przeczytałyście "50 twarzy Greya". I teraz musicie odpowiedzieć na pytania: co autor miał na myśli? Dlaczego główny bohater tak się zachowuje? Gdzie jest konflikt tragiczny? Czy widzimy tu sacrum czy raczej profanum? Gdzie w tekście widać komizm słowny? A ile jest tam przysłów?... i co??? odechciało się czytać, nie? ;)

6. Najfajniej się czyta pamiętniki Mamy albo list miłosne Dziadka do Babci (albo jeszcze lepiej: do innej :P).. Takie historie i perypetie osób, które znamy są dla nas zdecydowanie najciekawsze. Bo człowiek już taki jest: lubi życie innych.
 
7. Chyba najważniejsze: czytajcie Wy! Przecież nic tak nie uczy jak przykład Mamy i Taty.
 
 

wtorek, 10 września 2013

Czy wiesz, że...wady wymowy i wady postawy

Wady postawy wpływają na wady wymowy?
 
 
Jak? To bardzo proste :)
 
Organizm jest jak rusztowanie złożone z kości i ścięgien. Jeśli w rusztowaniu niższe piętra nie są proste, kolejne też są krzywe. Podobnie w organizmie: jeśli dziecko ma np. płaskostopie lub skoliozę, prawdopodobnie będzie mieć też wadę zgryzu: wyższe warstwy są zależne od niższych.
A jeśli jest wada zgryzu, to już króciutka dróżka do wady wymowy :)
Pamiętajmy jednak, że wady wymowy oraz wady zgryzu nie usuniemy korygując wadę postawy. Tak łatwo nie ma: potrzebna będzie wizyta u rehabilitanta, ortodonty i logopedy. Więc jeśli zobaczysz, że Twoje dziecko zaczyna się garbić to.. wiesz co robić ;) Bo lepiej zapobiegać niż leczyć, prawda?:)
 

poniedziałek, 9 września 2013

Zabawy kuchenne, czyli czym się bawić w kuchni. Szeregi, relacje, motoryka i ..

Mało kto z Was wie o tym, że dwa lata pracowałam w pewnym krakowskim domu kultury :) Pierwszy rok pracy przypadł na V rok studiów, czyli: studiowałam, pracowałam i "siedziałam" na wolontariacie w szpitalu. Tak sobie myślę, że w tamtych czasach doba była dłuższa.
 
W domu kultury pracowałam na stanowisku animatora, ale w świadectwie pracy wpisali mi "instruktor k-o". Więc w sumie nie wiem kim byłam:)
Razem ze mną pracowała bardzo fajna plastyczka, autorka wielu książek dla dzieci, wydawanych w WiRze zresztą ;)
I to właśnie od niej przepis na domową plastelinę.




 
 
Czy domowa jest lepsza od kupnej?
Z punktu widzenia typowej mamy - nie. Jest bardziej miękka i tłustsza. To nie są plusy. Ale domową plastelinę przygotowałam dla Evy i Thomasa. Oboje nie mogą jeść toksyn i oboje uwielbiają wpychać wszystko do buzi. Klasyczna plastelina zawiera w sobie kwasy tłuszczowe i sztuczne barwniki, które mogą zaszkodzić dziecku na nie uczulonemu. A plastelina domowej roboty to zaledwie: mąka, olej, woda i naturalne barwniki:
 
 
 
Jak zrobić plastelinę?
 
1. Wlewamy do miski 100 ml wody i 60 ml oleju.
2. Ponieważ robię cztery kolory, więc rozlewam mieszankę do czterech barwników 
3. Mam przygotowane w misce 1 i 1/2 szklanki mąki pszennej, którą rozdzielam "po równo" do barwników wymieszanych z olejem i wodą.
4. Każdy kolor mieszam osobno
 
i gotowe :)
 
 
Dobra, widzę, że nie wygląda to zbyt efektownie na zdjęciach. Ale przecież nie zdjęcie jest najważniejsze, a zabawa, prawda?? ;)
 
Nie będę kłamać, że plastelina ma same zalety. Moim zdaniem jest za miękka, więc zawsze dodaję więcej mąki niż w oryginalnym przepisie. Oprócz tego kurkuma brudzi ręce. Ale w razie gdyby dziecko postanowiło ją ugryźć jest zdecydowanie bezpieczniejsza.
 
Przechodząc do meritum: zabawa plasteliną wyrabia motorykę małą u dzieci. A o tym jak ważna jest mała motoryka już pisałam. Ale oprócz tego może być świetną stymulacją analizy i syntezy wzrokowej.
 
Analiza i synteza wzrokowa na plastelinie;)
 
Zadanie jest proste. Dziecko dostaje od nas cztery kule plasteliny i zdjęcie ułożonych wcześniej przez nas kul. Jego zadaniem jest ułożyć je tak jak na zdjęciu.
 
 
Jeśli dziecko ułoży taki prosty wzór, to na pewno ułoży milion innych, które dla niego przygotowaliśmy ;)
 
 
 
Z plasteliną możemy bawić się także w szeregowanie. Zarówno na zabawach jednokolorowych
 
 
 
i wielokolorowych
 
 
 
Pewnie można zrobić jeszcze milion tysięcy innych rzeczy:) Ktoś ma pomysł jakich?? Bo ja na 100% dowiem się w środę, najpierw od Evy, która "wpada" do mnie aż na 3 godz. z Hannoveru, a potem od Thomasa, który przyjeżdża aż z Bremy;) Zdam relację ;)
 
 
PS. Czekam na komentarz, ze na zdjęciach plastelina wygląda jak kupa:P

 

piątek, 6 września 2013

Urocze wady wymowy

Post jak zwykle inspirowany. Tym razem inspiracją było forum o małych dzieciach i wątek (stary już) o uroczym wymawianiu słów przez dzieci. I czytałam go. Raz. Drugi.... Trzeci.... I łapałam się za głowę kilka razy! Bo jeśli 5latek uroczo mówi "śafa", a czterolatek "kjan", to sorry, ale ja się przejdę do innej piaskownicy. "Śafa" może i jest urocza. U trzylatka, potem staje się nie do słuchania.
 
Mam dla Was materiał słuchowy. Powiedzcie mi proszę, co sądzicie o tych dzieciach:
 
 
Chłopiec od Pierogów, Dziewczynka od Keczupu i Chłopiec od Makaronu. Fajni są, nie? Nie powiem, jak się te reklamy ogląda, to tak w pierwszej chwili to jest nawet zabawne. W drugiej chwili zaczyna irytować, w trzeciej denerwuje bardzo, w czwartej - na szczęście - jest już tak głupie, że znowu bawi. Jedyne co masz, to 99% pewności, że te dzieci zasilą kiedyś gabinet którejś koleżanki po fachu. A jak nie zasilą, to skończy się tak:
 
 
Żeby była pewność:
a) Chłopiec od Pierogów sepleni bocznie,
b) Dziewczynka od Keczupu "rera" i - moim zdaniem - jest już za duża na mówienie [tsy] zamiast [trzy]; zaznaczam, że moje zdanie to jest, bo nie wiem dokładnie ile ona ma lat,
c) Chłopiec od Makaronu ma lekkie problemy z pionizacją języka. Połyka [r] aż miło.
 
A jak Wam się słuchało dorosłych? Mamy tam seplenienie na głoskach ciszących [ś, ź, ć, dź], na szumiących [sz, rz, cz, dż] i na syczących [s,z,c,dz]. Cały komplet. Aż żal, że nie szukałam rerania dorosłego ;)
 
Dobra, ale żeby nie było tylko tak prześmiewczo kilka faktów:
1. Z wady wymowy się nie wyrasta. Są dzieci (2/100 ??), które mając wadę, słyszą doskonałą wymowę np. nauczycielki w przedszkolu i same się poprawiają, zaczynają mówić poprawnie. Taka osobliwość to jednak bardzo rzadki przypadek i udaje się jedynie wtedy, kiedy wada jest nawykowa, tj. właściciel owej wady ;) nie ma żadnych wad anatomicznych w budowie aparatu artykulacyjnego.
2. Wada wymowy nie jest dziedziczna, ale bardzo często dzieci słysząc sepleniących rodziców, same zaczynają seplenić, uznając owo seplenienie za normę językową.
3.  Niektóre wady wymowy spowodowane są:
a) osłabionym lub wzmożonym napięciem mięśniowym języka,
b) połykaniem tzw. infantylnym,
c) zbyt długim językiem,
d) zbyt krótkim wędzidełkiem podjęzykowym,
e) zaburzonym słuchem fonemowym.
Tych wad nie usuniesz sama ćwicząc z dzieckiem ćwiczenia, które znalazłaś w Internecie. Najważniejsza bowiem sprawa to poznać PRZYCZYNĘ seplenienia, a potem usuwać objawy.
4. Wada wymowy to nieprawidłowe wymawianie konkretnej głoski, która według normy językowej powinna już pojawić się w słowniku dziecka. Czyli, jeśli Twoje dziecko ma 4 lata i logopeda w przedszkolu napisał, że ma wadę wymowy, to problemem nie jest to, że maluch mówi [safa], ale to, że podczas mówienia np. wkłada język między zęby.
5. Wady wymowy przedstawi Państwu Borys Szyc
 

 
Czy te wszystkie wady są naprawdę urocze? Naprawdę podoba się mamom, kiedy ich dziecko sepleni?

środa, 4 września 2013

Wampir

Zostałam dzisiaj oficjalnie wychowawczynią klasy IV. I dostałam pierwszy komplement :)

Na przerwie podbiegł do mnie M. (sorry, samo imię to już za dużo danych;)):
- Pani Kasiu, a Pani to się tak ślicznie uśmiecha! Jak wampirek :)

 
Miałam wrzucić swoje zdjęcie, ale... ci, co chcą to znajdą, prawda?;)
 
 

Samogłoski, czyli Glutem w nią!

O tym, jak uczyć rozpoznawania samogłosek pisała Ela. Pamiętam, że wspomniałam wtedy o Glucie. O tym, że z każdego śmiecia można zrobić pomoc logopedyczną. Znalazłam film - stary - o tym jak uczyliśmy się z Misiem samogłosek. One powieszone na ścianie, a on czyta je rzucając w nie Glutem własnie. Jeden minus - nie mogłam włączyć głosu, za co bardzo Was przepraszam. Głos Małego jest zbyt charakterystyczny, a ja chcę by chłopiec pozostał anonimowy. Ale mam nadzieję, że zabawa sama w sobie Wam się spodoba.

Składniki:
- małe kartoniki, na których zapisujemy samogłoski,
- Glut (takie niewiadomoco o mega-ohydnej konsystencji)
- taśma klejąca;)

Przygotowanie:
1. Na kartonikach zapisujemy samogłoski
2. Przyklejamy kartoniki do ściany, tablicy korkowej na wysokości oczu dziecka
3. Dajemy Gluta do ręki dziecku

I GOTOWE ;)
 


Naukę czytania ZAWSZE zaczynamy od samogłosek. Zawsze od nich ponieważ są to głoski, co do których językoznawcy i logopedzi nie mają wątpliwości: występują w izolacji. A U I to trzy samogłoski, które występują w prawie wszystkich językach świata. E O Y są samogłoskami występującymi rzadziej, ale są ;)

Dla pewności, bez urazy, pozwolę sobie przypomnieć, że litery widzimy, a głoski słyszymy. Dlatego nie mówimy dziecku, że dzisiaj "nauczyłeś się mówić literki [r]", bo aż uszy bolą;)

W języku polskim mamy osiem samogłosek. Do powyższego zestawu należy dołączyć Ą i Ę i już wszystkie będą razem. Ą i Ę uczymy dzieci na końcu, teraz nie zawracamy sobie nimi głowy. Dlaczego? Dlatego, że brzmią inaczej przed każdą grupą spółgłosek.

Czy dziecko może nie wymawiać samogłosek? Może. Najczęściej samogłosek nie wymawiają te dzieci, które nie mówią nic. Ale często dzieci z zaburzonym słuchem fonemowym mylą A z O lub U czy też O z U, A z E, o zamianach Y na I i odwrotnie nie wspominając ;)
 
Post dzisiaj krótki, bo nagle mi się nawał pracy zrobił jeszcze większy niż był:) Fajnie :D:)

poniedziałek, 2 września 2013

Nauka czytania dla dzieci dwujęzycznych

Dzieci dwujęzyczne mają dwa systemy językowe do opanowania. Wiemy, rozumiemy, wspieramy. Dzieci wielojęzyczne mają wiele systemów językowych do opanowania. Też jasne. Mam nadzieję, że równie jasne i proste jest to, że dzieci te powinny także umieć czytać i pisać w tych językach, w których mówią. Niezależnie od tego czy językiem dominującym jest język ojca czy język matki (lub język otoczenia) dziecko Polaka/Polki powinno umieć czytać po polsku. O dzieciach, których oboje rodzice są Polakami nie wspominając. Dlaczego? Chociażby po to, żeby kiedy już będą trochę starsze, potrafić przeczytać babci w kraju gazetę lub regulamin kupna biletów komunikacji zbiorowej. Po to, aby potrafić napisać podanie do urzędu czy wreszcie po to, że język polski to ich kolejny język i atut na rynku pracy (tak, tak wiem.. dla niektórych z Państwa niewielki...  bo co w tej Polsce można robić, prawda?).

Nie będę pisać w jakim wieku zacząć uczyć czytać dziecko, bo każde dziecko jest inne i każde potrzebuje innego wieku. Nie będę pisać, że w rodzinach mieszanych optymalnie jest najpierw uczyć polskiego, a potem drugiego, bo.. sama nie jestem przekonana co do słuszności tej tezy. Ale wiem, że dziecko czytać powinno.

Jak uczyć? Nie będzie odkryć. Metodą sylabową. Jest ona najzgrabniejsza fonetycznie do opanowania, prawie każdą sylabę na początku nauki piszemy taj słyszymy, więc metoda sama się narzuca. Nie miesza się z innymi językami.

Ale jak uczyć, żeby było efektywnie?

Metoda prof. Cieszyńskiej nosi nazwę metody symultaniczno-sewencyjnej. Symultaniczno-, czyli globalno-, całościowo-. Sekwencyjnej, czyli poukładanej, chronologicznej, linearnej.

Czytamy globalnie.

Owszem, czytamy.:) A raczej rozpoznajemy: samogłoski, wyrazy dźwiękonaśladowcze, wybrane rzeczowniki i czasowniki. Czytanie globalne pomaga dzieciom oswoić się z literami, zrozumieć sens czytania oraz przygotowuje do czytania sekwencyjnego.
W czytaniu symultanicznym należy pilnować tego, by każdy "wyraz" miał znaczenie. Samogłoska opisująca konkretny obrazek też jest znaczeniem. To jakim, zależy tylko od osoby, która to znaczenie nadaje. Dziecko przyjmie to do wiadomości.

Dopiero po pewnym czasie możemy wymagać od dziecka rozpoznania samogłosek bez ich "znaczenia". 
Trzeba wyczuć konkretny moment, kiedy czytanie symultaniczne trzeba skończyć. A raczej: ile wyrazów globalnych można znać. Jakiś artykuł nosił tytuł: "Przecież nie nauczysz go wszystkich słów z Doroszewskiego na pamięć." Coś w tym jest. To jeszcze raz tonem przypomnienia: globalnie uczymy samogłosek, wyrazów dźwiękonaśladowczych i kilku podstawowych rzeczowników oraz czasowników. Pytanie o to, które rzeczowniki można nazwać podstawowymi nie jest trudne;) MIŚ, LALA, PIŁKA, BUT, OKO, imię dziecka. Czasem jeszcze AUTO, choć akurat tutaj odczytać już możemy piękną sekwencję samogłosek. Podstawowe czasowniki? JE, PIJE, MYJE, ŚPI, IDZIE, STOI. Wystarczy. Jasne, że czasem poziom dziecka zmusza do tego, żeby nauczyć go kilku innych wyrazów czytać globalnie. Zawsze należy znać jednak umiar!!

Czytamy sekwencyjnie

To już wyższa szkoła jazdy. Przyjmujemy jednak, że tylko i wyłącznie uczymy dziecko czytać, że nie ma żadnych braków w funkcjach poznawczych, że te własnie funkcje rozwija w szkole lub przedszkolu (bo to, że my uczymy je czytać po polsku nie wyklucza tego, że ktoś inny uczy nasze dziecko czytać w innym języku, prawda?)
Pierwszą sekwencją, którą powinno poznać dziecko jest sekwencja samogłosek. Zadaniem dziecka jest przeczytać samogłoski w kolejności, w jakiej pojawiają się w tekście.
Zaraz potem przechodzimy do czytania sylab otwartych. Paradygmaty (czyli związki spółgłoska + samogłoska) w metodzie ułożone są według kolejności pojawiania się spółgłosek w mowie dziecka, stąd na początku jest PA PO PI PU PE PY, a potem MA MO MU MI ME MY. Dziecko uczy się odczytywania sylab otwartych, poznaje nowe litery (nie głoski!), a po pewnym czasie cofa się do "starych", bowiem zaczyna się uczyć sylab zamkniętych (czyli tych, które kończą się na spółgłoskę). Zaraz potem poznaje samogłoski nosowe ([ą], [ę]) i sposób ich wymawiania przed poszczególnymi spółgłoskami (bo przed prawie każdą spółgłoską te samogłoski brzmią inaczej. Niedowiarkom polecam posłuchać sobie [ę] w wyrazie [bęben] i [mętlik]). Na tym etapie dziecko już dawno czyta pojedyncze słowa złożone z sylab otartych i zamkniętych oraz proste zdania. Czyta = czyta + rozumie, to co czyta. Nie miesza mu się w głowie i nie myli KOT i KOTY. (Często dzieci głoskujące pierwszy wyraz przeczytają jako K(y)OT(y)).
Samą technikę czytania (czyli odróżnienie od zgadywania po początkowej sylabie) sprawdzamy zawsze poprzez umiejętność czytania tzw. beznadziejnych słów. Beznadziejnych = nic nie znaczących dla nas. W "Moich Sylabkach" wyd. WiR pełno jest tego typu zabaw. Ponieważ jednak nie zawsze mam możliwość skorzystania z pomocy WiRu (miejsce w samochodzie z Niemiec do Polski zajęły inne rzeczy niż dwa pudła pomocy "na wynos";)), często działam na manufakturze.


Cała nauka trwa około roku. 
Co ważne: metoda zakłada także, że czytanie ma być przede wszystkim zabawą. 
Kuba, zaczął się uczyć czytania tą metodą jako 5,5latek w marcu. We wrześniu tego samego roku wygrał konkurs czytelniczy w swoim domu kultury. Marika, dziewczynka z Urugwaju, którą prowadzę od pewnego czasu, nie ma wreszcie problemów z oddzieleniem napisanych słów polskich od hiszpańskich, a Eva - dziewczynka wysokofunkcjonującym autyzmem z Hannoveru, wykorzystuje czytanie jako sposób komunikacji z otoczeniem.
I wiele, wiele, wiele innych dzieci. Więc dlaczego nie Twoje?