niedziela, 4 maja 2014

Zmiany na Głosce

Dzień dobry,
nie wiem czy przyszliście ze starego adresu „wsiecidzieci” czy z Facebooka, ale witam na nowej Głosce. Nowa Głoska ma wszystkie posty, które zawierała stara, ma wszystkie Wasze komentarze i uwagi. Ale jest nowa – pod nowym adresem.
Dlaczego „Głoska” zmieniła adres?
Dlatego, że postanowiłam, że czas aby Głoska w adresie miała „gloske” ;)
Rozgośćcie się na nowym portalu.
Na stronach z wpisami po prawej stronie jest wyszukiwarka i archiwum postów – tak najłatwiej znajdziecie post, dla którego trafiliście na Głoskę. Znajdziecie tam także najnowsze posty.
Jeśli jesteście zainteresowani konkretnymi zabawami – poszukajcie w górnym menu – podobno jest teraz przejrzyściej. :)
Zapraszam na „Głoskę”
http://blog.centrumgloska.pl

piątek, 2 maja 2014

Alfabet dla dzieci - recenzja aplikacji

Wczoraj Maria podesłała mi na facebooku pewien filmik, w którym producenci reklamują swoją nową aplikację dla dzieci. Jest ona opisana jako "zawierający gry i zabawy literowe w wieku od 3 do 7 lat".

Opowiem Wam zaraz, co ja o niej myślę, tylko chciałabym, żebyście też obejrzeli film, o którym mowa. Możecie go obejrzeć na dwa sposoby: cały i w częściach. Opisywać będę w częściach, więc proponuję tę drugą opcję - będzie nam łatwiej :)





Najpierw przypomnę ogólnie, że aplikacja skierowana jest dla dzieci od 3 do 7 lat.

1. "Uczymy się alfabetu" (0:00 - 0:23) - niech mi ktoś powie PO CO dzieciom nazwy liter?! Kto dzisiaj używa nazw liter poza grami typu "Koło fortuny"? Przecież nawet jak literujemy wyraz (np. nazwisko) to nie używamy haseł: Ce-Zet-Y-Żet-Y-Ce-Ka-A, tylko mówimy C(cebula), Z(zegarek), Y(yeti - tak się przyjęło, co zrobię?:P), Ż(żaglówka), C(cebula), K(Kasia), A(Ania) lub po prostu: CZ(y)-Y-Żzkropką-Y-C(y)-K(y)-A.
 
2. Duże litery (0:24 - 0:42) - pierwsze co mi się rzuca w uszy to charakterystyczne (y) po spółgłoskach. O ile przy S i "strażaku" jeszcze tego bardzo nie słychać, o tyle "H(y) jak hulajnoga" i "L(y) jak lornetka" kłuje w uszy bardzo.
Ale "I jak igła" jest fajne do ćwiczenia słuchu fonemowego. Podobnie jak każda inna fraza z samogłoską na początku.
 
3. "Małe litery" - (0:43 - 0:50) - zabawne, że pokazany tylko jeden przykład, wyjątkowo kiepski -  mogli zrobić "D(y) jak dynia". Dlaczego? Dlatego, że [d] w wyrazie [drzwi] brzmi dziąsłowo, trochę inaczej niż [d] w wyrazie [dynia]. Ot, taką mamy specyfikę języka polskiego :)
 
4. "Znajdź kartę" (0:53 - 1:30).. "który się zaczyna na literę lub głoskę"...CO PROSZĘ?! Albo używamy "literę" albo "głoskę", ponieważ litera to graficzny zapis głoski. Dla przeciętnego rodzica - to to samo, niestety. Ale na pewno nie jest to coś, co można stosować na zasadzie alternatywy dla twórcy gier edukacyjnych!
Podoba mi się "P - anioł, burak, pomidor" - nawet mogę powiedzieć, że ćwiczę z takim samym systemem obrazków, ale u dzieci z zaburzonym słuchem fonemowym w wieku 6, 7 lat. Nie z czterolatkami (choć wiem, że zaraz mi napiszecie, że Wasze dziecko to potrafi - owszem, ale to nie jest reguła)!
"Ależ nie, to jest B(y) jak babcia" - ech.......... Ale podoba mi się maksymalne skrócenie dźwięku spółgłoski T. Prawie (y) nie słychać.

A propo`s jeszcze punktu 4. powiem Wam, że czytałam książkę o sposobach nauki czytania dzieci w Polsce. Potem sięgnęłam też po inne pozycje (niejako motywowana przez Iwetę ;) ) i we wszystkich było napisane, że dziecko potrafi zaczynać analizować i syntezować głoskowo dopiero ok. 5. r.ż. A ta gra jest przeznaczona już od 3. r.ż. Nieprawdaż, że zabawne? :)
 
5. "Zbuduj słowo" (1:32 - 2:02). Pominę fakt, że w ogóle nie rozumiem instrukcji. Niby "utwórz słowo z obrazka", a pani odkrywa litery po kolei i w ten sposób odsłania się rysunek. Ale ok - przyjmijmy, że głupia jestem.
C(y)-E-B(y)-U-L(y)-A - [cebula]!! Dziecko z zaburzonym słuchem fonemowym za licho tam tej cebuli nie usłyszy (choć zobaczy). Przy [rower] można usłyszeć [rowery] (bo końcówka jest dłuższa niż początek i brzmi R(yyy)).
O Europie to aż mi się pisać nie chce - ktokolwiek to tworzył nie ma pojęcia o dyftongach w języku polskim. Czytamy przecież [ełropa], zatem [eu] powinno być na jednym kafelku podobnie jak zrobiono z [rz] w kolejnej grze! Inna sprawa, że przykład z literowaniem słowa Europa - nawet dla siedmiolatka - to przykład wyjątkowo niepoważny i głupi. KAŻDY siedmiolatek ma prawo (nie mylić z obowiązkiem) go bowiem poprawnie przegłoskować (e-ł-r-o-p-a), ale nie przeliterować (e-u-r-o-p-a).
To nam dorosłym uświadamia, że  w polskim nie zawsze czytamy tak jak piszemy, ot.
A!! Niedawno na e-matce czytałam wątek,w  którym mamy miały problem z określeniem czy wyraz [auto] ma dwie czy trzy sylaby. Padały argumenty, że każda samogłoska tworzy sylabę. Otóż nie każda! W języku polskim mamy tzw. samogłoski niezgłoskotwórcze. Należy do nich m.in. /u/ po [e] i [a], np. [auto], [europa].
 
6. "Litera lub głoska w słowie" (2:03 - 2:32). "Znajdź literę lub głoskę" - hmmm.. niby wiem, że chodziło o to, że potem jest "RZ" i to nie jest litera (tylko dwie). Ale.. nie! Dalej moja logopedyczna dusza cierpi jak słyszy, kiedy "litera" i głoska" używane są wymiennie.
Co do gry:
"Bałwan" jest ok, trzeba znaleźć A. Luzik.  Potem głoskowanie - mnie się nie podoba.
 
7. "Pexeso" (2:33 - 3:00). Inaczej memory z głoskowaniem. Gdyby użyte były samogłoski lub sylaby - tak. Przy spółgłoskach  - może ewentualnie dla sześcio-, siedmiolatka niezaburzonego jest ok.
Ale podoba mi się użycie CH na jednym kafelku.
 
8. "Jaką głoskę słyszysz na początku?" (3:01 - 3:16)
Uwaga ta sama, co wszędzie. Na początku słowa "jabłko" nie słyszę "J(y)". Dobra, ale będzie, że się czepiam, więc odpuszczam :) Powtórzę zatem inaczej - ta gra jest dla dzieci pięcio-, sześcio- i siedmioletnich niezaburzonych. Dla młodszych i z dysfunkcjami - jest be.
 
9. "Jaką głoskę słyszysz na końcu słowa?" (3:18 - 3:32). Producent zostawił nam hit na koniec filmu promującego! "Jaką głoskę słyszysz na końcu słowa "obraz"?" No jaką?? Proszę Państwa?! Tylko NIE LITERĘ, GŁOSKĘ?!
Otóż - moi kochani - słyszycie [s]. Jeśli jest inaczej - musicie poćwiczyć słuch fonemowy lub/i wymowę. W języku polskim głoski dźwięczne (a do takich należy [z]) występujące na końcu wyrazów wypowiadamy bezdźwięcznie (jeśli kończą frazę). Czyli mamy [chlep], mimo że piszemy "chleb", [staf], mimo że piszemy "staw" i [obras], mimo pisania "obraz". I jeszcze ewentualnie miałabym trochę litości dla tej gry, gdyby "s" nie było w wyborze liter pod obrazem. Ale nie! Jest! I pani nawet naciska ten kafelek. Co słyszymy? Dźwięk, który ma nam powiedzieć "źle". No comment.

PODSUMOWANIE

Gra MOŻE się nadawać dla niezaburzonych sześcio- i siedmiolatków ćwiczących analizę i syntezę głoskową. Nie nadaje się dla nikogo jako pomoc w nauce czytania i pisania ot tak.
Na stronie producenta napisano, że "to program opracowany przez jednego z najlepszych czeskich producentów teraz dostępny po polsku". Myślę, że to rozwiązanie całego problemu - język czeski jest językiem zgłoskowym, fonetycznym. Więcej w nim spółgłosek niż u nas, dlatego zalecana jest tam nauka czytania dzieci właśnie przez głoskowanie. U nas powoli się od głosek odchodzi - nawet nauczyciele wczesnoszkolni piszą i mówią, że sylabowa nauka czytania jest najłatwiejsza dla dzieci polskich. Pamiętajmy o tym zanim zaczniemy kopiować i kupować kolejne gry tłumaczone z zagranicy.

środa, 30 kwietnia 2014

Kot ma ospę, czyli odwracamy sylaby.

O odwracaniu sylab pisałam już nieraz. Było i w odwróceniach i w naleśnikach. Poszukajcie:) Ale cały czas z nową siłą wraca do mnie pytanie: JAK UCZYĆ SYLAB ZAMKNIĘTYCH?
 
To jeszcze raz od początku :)
1. Sylaby zamknięte wprowadzamy na III etapie nauki czytania. Czyli równocześnie z dwuznakami.
2. Zaczynamy od sylab pierwszych, czyli tych z P, M, L.
a) AP, OP, EP, IP, UP, YP,
b) AM, OM, EM, IM, YM, UM,
c) AL, IL, YL, OL, EL, UL.
Póki co proste prawda :)
3. Przypominamy sobie ze szkoły co to są spółgłoski dźwięczne (b, d, g, z, dz, w, ż, dż, ź, dź) i uświadamiamy sobie, że - w języku polskim - jeśli stoją na końcu pewnej frazy nigdy nie są dźwięcznie wypowiadane. W praktyce oznacza to, że mówimy [chlep], [óf], [wąsz]
4. Powyższe przypomnienie potrzebne nam jest do uświadomienia sobie, że spółgłosek bezdźwięcznych w sylabach nie uczymy. Czyli nie ma AB, OB itp.
5. Kiedy dziecko opanuje AL, OL, EL można próbować podawać mu inne sylaby zamknięte ze zbiorów dalszych np. AK, ES. Jeśli opanowało regułę odwracania, bez problemów przeczyta inne sylaby zamknięte nie patrząc na zdziwienie mamy :) Tak jak zrobiła to Pola na kocie:)

Kot ma ospę - pomysł inspirowany
Anią.
1. Malujemy kota. U mnie pyszczek. I piszemy na tymże pyszczku sylaby otwarte.
 
 
2. Wycinamy z kolorowego papieru "cętki' i na tych cętkach piszemy sylaby zamknięte pasujące do sylab otwartych na kocie.
 
3. Pokazujemy dziecku sylabkę na cętce: "Popatrz to IT. Co pasuje do IT?". Jeśli dziecko nie zna odpowiedzi, pomagamy mówiąc: "Do IT pasuje TI. Gdzie TI?".
 
4. Kładziemy cętkę sylabą do dołu na kocie:)
 
5. Bierzemy kolejną cętkę. "Popatrz to AK. Gdzie pasuje?".. Znów można podpowiedzieć, po trzeciej podpowiedzi (trzeciej sylabce)  statystyczne dziecko zrozumie regułę odwracania. Jeśli nie - oznacza, że jego percepcja wzrokowa nie jest jeszcze na to gotowa, więc cierpliwie podpowiadamy dalej. Bowiem równie ważną rzeczą jest odnajdywanie sylab na kocie:)
6. Kot ma ospę :)
 

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Czytamy ze zrozumieniem - wersja soft.

Tak się czasem zastanawiam jak wiele osób sobie zdaje sprawę jak niełatwą sprawą jest czytanie. Niby proste: składasz dwie literki do kupy i coś masz. Jeśli słyszysz te literki, oczywiście :)
Sylabami? Jeszcze większy banał: składasz dwie sylaby do kupy i wyraz na zawołanie. So-ki. Proszę bardzo, mamy soki :)

Ale sprawa taka prosta nie jest. Dlaczego? Dlatego, że wyraz, który złożymy z dwóch sylab trzeba jeszcze w głowie połączyć z konkretem. Przykład?
Ależ proszę - co to znaczy?

"Det er rart at møde dig."
 
Jak nie wiecie? Przecież umiecie czytać, nie? Wystarczy złożyć literki razem i... ach! Nie wiecie co to znaczy?! No, ja się nie dziwię, to po duńsku jest :) Ale musicie wiedzieć, że bardzo podobny problem z czytaniem mają nasze dzieci. To, że one przeczytają SO-KI i może nawet wydaje nam się, że złożyły te sylabki w "soki" nie oznacza, że one wiedzą o co chodzi. Przerażająca większość dzieci zna technikę czytania, wie JAK czytać, ale nie wie CO czyta. Nie rozumie przeczytanego tekstu.
Dlatego tak ważne jest, aby "podręcznik" do nauki czytania MIAŁ obrazki. (Ktoś gdzieś podobno wyczytał, że elementarz nie powinien mieć obrazków, bo dzięki temu uczy dziecko wyobraźni - bzdura!)
 
Jak my będziemy ćwiczyć z maluchem czytanie ze zrozumieniem?
Prosto, jak zawsze.
Technika jest banalna: obrazek, pod obrazkiem tekst. Dobrze jest pilnować, aby część obrazka była zakryta. Część, czyli pewien element. I teraz śmiało :)
U mnie tekst do zrozumienia będzie podzielony na dwa etapy:
1. Odgadnięcie, o kim czytam.
2. Rozumienie tekstu.
 
W praktyce wygląda to tak.
Dziecko dostaje obrazek. Z deka ładniejszy niż ten, ale ja w paincie nie umiem malować jednak :(





Do obrazka "dorzucam" tekst:


Kolory nie muszą być zaznaczane na kolorowo :) To moja własna "inwencja twórcza".
W ten sposób dziecko dopasowało imię do postaci. Ale to nie koniec ćwiczenia. Teraz czas na drugą część.
UWAGA!!
Część druga jest łatwiejsza, więc idealna dla dzieci, które nie czytają jeszcze dwuznaków, sylab zamkniętych i Ą, Ę.
 
Podobnie jak poprzednio - rysuję cztery "buźki". Obok nich maluję przedmioty i zakrywam papierem.

Następnie dziecko czyta:
Pytam malucha: Co lubi Ola? Po usłyszeniu odpowiedzi "lody" ("lody", nie "lo-dy"!!), mówię "Sprawdźmy" i otwieram obrazek.



I tak po kolei z każdym zdaniem.
Prawda, że proste? :)
 
Żeby tekst zrozumieć najprościej jest ćwiczyć z dzieckiem pamięć i analizę i syntezę słuchową.

 

piątek, 25 kwietnia 2014

Dwa słowa dwulatka

Mam dla Was post przygotowany, a właściwie kilka postów: o czytaniu, o percepcji wzrokowej, o historykach. Mam.
Ale!
Jak w przeddzień akcji nie opowiedzieć Wam o akcji? Wiem, wiem... nudzę ja, już tyle o niej przeczytaliście w Internecie, może w lokalnych gazetach? Ale "Głoska" nie może w ten dzień o akcji zapomnieć. Sorry ;)

Co ma na celu akcja?
To samo, co Głoska - uświadomienie rodzicom i LEKARZOM PIERWSZEGO KONTAKTU, że dziecko w wieku lat dwóch to nie jest zwierzątko, które posługuje się jedynie swoją własną komunikacją (inna bajka, że pół biedy jeśli się jakąkolwiek posługuje). Dziecko w wieku lat dwóch to pełnoprawny młody człowiek, którego zarówno układ nerwowy (mózg), jak i aparat artykulacyjny (otwór gębowy) są już na tyle rozwinięte, że tenże maluch potrafi mówić! Fakt, są to często bardzo mocno zniekształcone wyrazy, ale są!! Są to często sylaby oznaczające konkretną rzecz, ale są! Są to też małe pierwociny zdań ("Mama am").

Nikt, absolutnie NIKT, żaden logopeda nie wymaga od dwulatka opowiadania bajek pełnymi zdaniami. Serio :) My naprawdę znamy się na swojej pracy, wiemy jak jest zbudowany człowiek (ten dwuletni też) i wiemy, czego możemy od niego wymagać. A wiele możemy...
 
Nie róbcie ze swoich dzieci... maluszków. Nie znam dziecka, które NIE CHCE mówić. Znam nieśmiałe dwulatki. Ale te nieśmiałe też potrafią mówić. Nie ma dwulatków - "leniuszków". Są dwulatki, których układ nerwowy jeszcze do mówienia nie dojrzał - ale te rozpoznamy bardzo szybko i odeślemy do domu z hasłem: "proszę czekać". Ale pozwólcie zrobić to nam - logopedom. Nie uspokajajcie na forach, że dziadek Zdzisiek też miał "ciężką mowę". Nie wygłaszajcie mądrości, które Wy usłyszeliście od swojego lekarza/logopedy. To, że coś podziałało na Waszego malucha, nie oznacza, że podziała na dziecko forumowiczki ;) Bo każde dziecko jest inne i każde niemówiące dziecko powinno zostać zbadane przez logopedę.
 
Pamiętajcie o najważniejszym - BRAK MOWY U DWULATKA JEST OBJAWEM, nie zaburzeniem! Objawem czegoś innego. Tak jak biegunka jest objawem jakiejś choroby, tak samo niemówienie.
 
A! i znam te wszystkie komentarze o "dorabiających logopedkach", willach z basenem i super autach :) Znam :) Bogate logopedki to te, które mają bogatych mężów/rodziców, Moi Drodzy ;)



Powiązane posty
1. Dwa słowa na dwa lata to o 270 słów za mało, czyli mówią Mamy
2. Dwa słowa o akcji "Dwa słowa...", czyli o tym jak rozumieć "słowo" u dwulatka
3. Albert Einstein i "Dwa słowa..", czyli obalamy kolejny mit



Czekamy na Was jutro. A tym, którzy nie zdążyli się zapisać, przypominam, że cały rok można umówić się z dzieckiem BEZPŁATNIE do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Wystarczy zadzwonić i czekać na termin :)

wtorek, 22 kwietnia 2014

Słuch - jeden ze zmysłów

Słuch to jeden z pięciu podstawowych zmysłów istoty żywej (zwierząt, konkretnie :P). Jest potrzebny ludziom do odbierania dźwięków, także mowy, a także do poprawnego ich nadawania.

Rodzaje słuchu
Słuch można podzielić na kilka "podsłuchów", z których każdy jest tak samo ważny.
Najważniejszy jest słuch fizjologiczny. To ten najbardziej znany przez wszystkich rodzaj słuchu. Pozwala na odbieranie wszystkich dźwięków od szumu trawy aż do huczenia samolotu. Obniżona słyszalność w pewnych zakresach powoduje niedokładność odbioru niektórych dźwięków mowy.
 
Słuch fonemowy to jeden z najważniejszych dla logopedów rodzajów słuchu, dlatego jeśli w poniższym artykule będę pisać "słuch", wiedz - Drogi Czytelniku - że nie o słuch fonemowy, a o fizjologiczny mi chodzi. Pozwala na odróżnianie od siebie fonemów czyli czegoś a`la maleńkich zbiorów głosek. Nieprawidłowy słuch fonemowy powoduje, że dziecko np. zamiast "pies" słyszy "piec", a zamiast "Kasia" - "kasza". Słuch fonemowy nie jest zdolnością wrodzoną i kształtuje się u dziecka w pierwszych 3 latach życia. Jest on szczególnie potrzebny dzieciom wielojęzycznym, które w przyszłości będą posługiwały się dwoma (lub więcej) systemami fonologicznymi (czyli dwoma językami słyszanymi), więc muszą umieć odróżnić od siebie więcej fonemów niż osoba jednojęzyczna :)

Słuch muzyczny to podstawowa zdolność muzyczna. Pozwala na różnicowanie wysokości dźwięków. Jest to słuch wrodzony (niestety, nie u wszystkich), ujawnia się we wczesnym dzieciństwie.
Słuch prozodyczny - rodzaj słychu, który pozwala na różnicowanie czy rozmówca właśnie zadał pytanie, krzyknął, ironizował czy rozkazał. Rozpoznaje tzw. melodię mowy. Najczęściej zaburzony u osób z Zespołem Aspergera
Słuch fonetyczny - słuch, który przede wszystkim musi posiadać dobry logopeda. Pozwala różnicować od siebie głoski prawidłowo realizowane od tych, które takie nie są. Z polskiego na nasze: dzięki temu słuchowi wiem, czy dziecko mówi [s] poprawne czy np. międzyzębowo.
 
Przesiewowe badania słuchu a ORM
 
Najczęstszym objawem nieprawidłowego słuchu jest brak mowy, "niewyraźna mowa" lub/i nieumiejętność wykonywania poleceń przez dziecko. W praktyce oznacza to tyle, że jeśli trafia do mnie niemówiący 3latek to pierwsze, co robię, to sprawdzam słuch. Możliwości jest kilka od najbardziej ekstremalnych do lekkich. Te najbardziej "hardcorowe" to np. rzucenie o twardą podłogę ciężkiego metalowego przedmiotu w chwili, w której dziecko się tego nie spodziewa. Obserwujemy reakcję dziecka (prawidłowa to po prostu spojrzenie w tę stronę - więc przedmiot nie może być aż tak ciężki, żeby przestraszyć malucha i doprowadzić do płaczu). Lżejszym sposobem jest np. postawienie dziecka przed sobą tyłem i wyszeptanie mu jakiegoś polecenia, które powinno umieć wykonać (np. "zrób papa"). I uwaga! - to, że dziecko nie wykona polecenia lub nie odwróci głowy za przedmiotem, nie oznacza, że jest głuche, ale jest lampką alarmową. Powinno zostać zbadane przez laryngologa.
Dodam jeszcze, że sposobów sprawdzania słuchu przez logopedę jest dużo więcej i zależą one głównie od wieku, umiejętności i możliwości dziecka.
 
W Polsce od kilkunastu lat wykonuje się przesiewowe badania słuchu noworodkom. Dzięki tym badaniom kilkanaście tysięcy dzieci w Polsce bardzo szybko zostało objętych rehabilitacją laryngologiczną i logopedyczną i dzięki temu może funkcjonować normalnie. ALE PAMIĘTAJMY: prawidłowy wynik przesiewowego badania słuchu u noworodka NIE oznacza braku problemów ze słuchem u 3latka. Dlatego jeśli podejrzewamy zaburzenia słuchu u malucha - skontaktujmy się z laryngologiem i powtórzmy badania. Najczęstszym objawem zaburzeń słuchu jest brak mowy lub "słaba mowa" (wiem, wiem.. nudna jestem z tym powtarzaniem ;) )

"Ale on na pewno słyszy, bo wykonuje polecenia"
 
Najczęściej słyszana odpowiedź po pytaniu logopedy "Czy byliście Państwo u laryngologa?". Problem polega na tym, że mowa to dźwięki o częstotliwości od 100 do 8000 drgań na sekundę. Jeśli dziecko słyszy tylko częstotliwości 4000 - 50000 drgań (np. startujący samolot), to rzeczywiście - słyszy jak mama do niego mówi i wykonuje polecenie (zwłaszcza kiedy mama stoi nad nim z butami i mówi "włóż buty"). Ale nie oznacza to, że dziecko nie ma problemów ze słuchem. Jeśli nie mówi - należy bezwzględnie skontaktować się z laryngologiem - audiologiem i sprawdzić częstotliwości słyszalności malucha. Być może nie słyszy on dolnych granic mowy, dlatego.. nie mówi.
 
Nietrwałe uszkodzenia słuchu
 
Kiedy jeszcze słuch przeszkadza w odbieraniu mowy? Kiedy często jest zaburzany - dzieje się tak u dzieci z przetrwałymi alergiami, katarami i powiększonym migdałem. To główny powód, dla którego dzieci z tymi problemami mówią "mniej wyraźnie" od rówieśników. Ciągły katar lub wielki migdał powoduje zatykania się uszu, co prowadzi do chwilowego niesłyszenia. Dlatego tak ważna jest obserwacja lekarska i jednoczesna terapia logopedyczna.
 
Słuch a wady wymowy i zaburzenia pisania
 
Nieprawidłowy słych fonemowy powoduje wady wymowy. Dziecko, które nie różnicuje głosek, nie jest w stanie ich poprawnie wypowiedzieć i... napisać! Dlatego:
a) nieprawidłowy słuch fonemowy to najczęściej wada wymowy,
b) wada wymowy mająca swe źródło w nieprawidłowym słuchu fonemowym to problemy z pisaniem (bo dziecko pisze, jak słyszy.. a kiedy słyszy źle, to... pisze też źle).
Dlatego nie lekceważmy u naszych dzieci "zwykłych" wad wymowy i wsuwania języka między zęby.
 
Ćwiczenia słuchowe zawsze warto ćwiczyć z dzieckiem. W ten sposób pomagamy mu słyszeć - zarówno śpiew ptaków, jak i to, co do niego mówimy.
 
Obrazek pobrany z www.echodnia.eu
 

czwartek, 17 kwietnia 2014

Ćwiczymy dopełniacz.

Dzisiaj zadanie dla młodych ludzi dwujęzycznych, maluchów z ORM, z ZA. Ćwiczymy dopełniacz.
Tonem mentora ;) przypomnę, że dopełniacz odpowiada na pytania: kogo? czego?

Po co ćwiczyć dopełniacz z maluchem? Po to, żeby nie słyszeć od starszaka: mama popatrz na tego piesa (u 3latka - słodkie, u 5latka -... mniej), widziałaś tego chłopieca? (przykład z wczorajszych zajęć z dwujęzyczną Polą) czy innych kanareków.

Wszyscy wiemy, że najgorzej jest z dopełniaczem w rodzaju męskim z "e" ruchomym (czyli tam, gdzie występuje oboczność e:0), formy są wtedy nieregularne, więc trudniej je utworzyć.  Ale przecież nie posadzimy młodego ludzia przed "Gramatyką opisową" Grzegorczykowej, Klemensiewicza, a nawet Bąka (chyba najłatwiej pisana) i nie każemy mu wkuwać form!

Jak zatem ćwiczyć dopełniacz? Najprościej!
Kogo? Czego?... Nie ma ?

1. Popatrz: pies
Kogo nie ma?

2. Popatrz: torba
Czego nie ma?
3. Popatrz: kubek
Czego nie ma?
 
4. Popatrz: okulary
 
Czego nie ma?
 
5. Popatrz: pieniądze
 
Czego nie ma?
 
 
 
I tak kilka rzeczy naraz. Warto jednak pamiętać, że dziecko ćwicząc w ten sposób tworzy sobie w głowie regułę. Dlatego - w zależności - od umiejętności dziecka - warto zaczynać od najprostszych dla niego rzeczy, przechodząc do trudniejszych. Z doświadczenia wiem, że najłatwiejszy jest rodzaj żeński (bo regularny), potem nijaki, na końcu męski i liczba mnoga. Ale może okazać się, że Waszemu maluchowi łatwiej przychodzi mnogość niż żeńskość, więc.. recepty nie podaję ;)

A propos żeńskości:
Kto to jest?
Kogo nie ma? 


:) A jako, że nie ma - znikam na Święta w głuchą dal Internetową.

Życzę Wam - spokojnych, zdrowych, pełnych uśmiechu Świąt Wielkiejnocy. Żeby były wiosenne jak pogoda w Hamburgu, a Poniedziałek - mokry jak Londyn ;)
WESOŁYCH ŚWIĄT!

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Pokonferencyjnie o dwujęzyczności

Razem z Elą i Karoliną byłam w Bad Moskau na konferencji zorganizowanej przez Federalny Związek Nauczycieli Języka Polskiego w Niemczech. Konferencji dotyczącej dwujęzyczności, głównie polsko - niemieckiej,  ale dającej ogromnego "kopa" motywacyjnego do jeszcze większego działania. "Kopa" tym mocniejszego, że wszyscy prelegenci oraz osoby obecne na sali potwierdzały, że najważniejsze w zdobyciu "pełnej" dwujęzyczności jest komunikacja ustna i pisana. Oznacza to, że należy dążyć do nauczenia dziecka mówienia (i rozumienia), czytania i pisania w języku etnicznym (w naszym przypadku: polskim).

Ale po kolei :)

W związku z tym, że najwięcej czasu na konferencji przegadałam z panią prof. Lipińską, to jej poglądy dzisiaj będą przedmiotem postu. Jej poglądy, z którymi ja się bardzo, ale to bardzo zgadzam.

Pani profesor Ewa Lipińska stworzyła definicję dwujęzyczności. Według niej dwujęzyczność  to opanowanie dwu języków w takim stopniu, jak społecznie ekwiwalentni ich jednojęzyczni nosiciele. Polega na umiejętności posługiwania się wszystkimi sprawnościami w języku ojczystym i drugim  oraz na częstym używaniu obydwu języków w różnych sytuacjach i z różnymi uczestnikami aktu komunikacji. Jest to zazwyczaj nietrwały stan.

Na pierwszy rzut oka definicja budzi grozę! Dzieci dwujęzyczne mają znać język w takim samym stopniu jak dzieci jednojęzyczne!!!
Jednak należy podkreślić fakt, że definicja pani profesor odnosi się do osób powyżej 7. r.ż. Granicę 7 lat przyjęto za koniec rozwoju mowy - dziecko powinno już mieć opanowane podstawy języków - gramatyki i leksyki.

Idźmy dalej, brnijmy :)
wszak nie od dzisiaj wiadomo, że w życiu warto zadawać pytania.
Więc moje pytanie do profesor: co to znaczy w takim samym stopniu? w jakim stopniu? (a dodać należy, że w połowie pierwszego piwa byłam, a że ja z tych ekonomicznych, to ciemnota jasna mnie zaćmiła :P). Pani E. Lipińska popatrzyła zdziwiona: "Jak jak? Poziom biegłości językowych Rady Europy Pani zna?"
Kasia: "Zna."
E.L: "Uczeń III klasy gimnazjum osiąga poziom językowy B2, maturzysta - C1. C2 ma niewielu rodzimych użytkowników języka."
Kasia zapisała w główce, zapamiętała. I myślała nad tym intensywnie - przecież tyle matek nastolatków jej wmawiało, że tak się nie da, że nie da się w takim samym stopniu jak jednojęzyczny użytkownik, że nie i koniec, a taka pani z UJ nagle mówi: "B2 i takich osób dwujęzycznych nie jest mało." I nagle żarówka - przecież Kasia UCZY w III gimnazjum. I w LO. Kasia sprawdzi.
Przykładowy test z języka obcego jako polskiego na poziomie B2 nie jest trudno znaleźć w Internecie. Test został wydrukowany i.. napisany przez gimnazjalistów. W sumie pisało 20 osób w wieku 15 - 16 lat. Wykluczyłam osoby z dysleksją. Na 20 osób tylko JEDNA nie dostałaby certyfikatu B2. JEDNA i to taka, która po polsku mówi tylko u nas w szkole (w domu panuje niemiecki). Więc tak, pani profesor ma rację - 9/10 dwujęzycznych nastolatków osiągnęło poziom wszystkich kompetencji językowych równy poziomowi swoich jednojęzycznych rówieśników. Nie muszę dodawać, że cała 20. ma bardzo dobre stopnie z niemieckiego w swoich szkołach?

A jak osiągnąć ten poziom? Cóż.. nie będę ściemniać - dziecko musi umieć czytać. Po co?
1. Aby przyswajać język literacki. Sam tzw. "język domowy" nie wystarczy do zdobycia odpowiednich poziomów kompetencji.
2.Aby mieć możliwość grzebania w polskich stronach internetowych, wypowiadania się na polskich forach czy w polskich grupach na portalach społecznościowych. Warto pamiętać, że w pewnym wieku to grupa jest ważniejsza od rodziców.
3. Aby uczyło się wzrokowo polskiej ortografii - choć fakt - bez czytania, ortografia niepotrzebna :)

Moim zdaniem nie powinno się uczyć dziecka czytać w dwóch językach jednocześnie. Przyjmuję, że najpierw powinno zacząć czytać w jednym języku, potem w drugim. Oczywiście możemy pozwolić na to, żeby w wieku lat 6 zaczęło się uczyć czytać po niemiecku, a w wieku lat 7- 8 po polsku. Ale wiecie moi drodzy, że wtenczas już zanika naturalna chęć poznawania "literek" u dzieci?  Pierwszy system zatem powinien zostać wprowadzony najpóźniej w 5. r.ż., drugi - standardowo w szkole 6 -7 lat. Inna bajka, że dzieci dwujęzyczne, ze względu na swój słuch fonemowy, powinny być uczone czytania sylabowego... Co do tego byli zgodni wszyscy zgromadzeni w Bad Moskau.

Co zatem robić? :)
Czytać Głoskę, czytać blog Dwujęzyczność, zaglądać do Przedszkolaków Karoliny. Bo będziemy pisać o czytaniu więcej niż do tej pory. Taki mamy cel, a co?! :)
 
A tu debatowałyśmy :) Pięknie było :)
 

niedziela, 13 kwietnia 2014

Albert Einstein i "Dwa słowa na dwa lata to o 270 słów za mało"

Na portalu dzieci.pl pojawił się wywiad z jedną z nas - Anią Tońską a`propos akcji "Dwa słowa na dwa lata to o 270 słów za mało".
Komentarze pod wywiadem?
Standardzik:
a) że chłopcy mówią później,
b) że moje dziecko do 5 r.ż. nie mówiło, a teraz jest fizykiem kwantowym,
c) że wujek Stefan też późno,
d) że dwujęzyczne dzieci mówią później..
no klasyka!
Ale zapomniałam o jeszcze jednym klasyku - Einsteinie :)) ...
Co prawda komentujący mają z nim problem: bo raz mu przypisują ORM ("nie mówił do 4.r.ż.!"), a raz Zespół Aspergera. Ale nic to.

Postanowiłam Wam przedstawić kilka faktów a`propos rozwoju mowy Alberta Einsteina - na podstawie jego listów i listów jego bliskich o nim:

1. Matka Einsteina po urodzeniu syna zauważyła, że ma zbyt kościstą głowę. Wmówiła sobie, że przez to będzie niepełnosprawny i była na jego punkcie przewrażliwiona
2. Einstein o sobie w 1954 r. pisał: "Moi rodzice martwili się, ponieważ ZACZĄŁEM MÓWIĆ ZA PÓŹNO i zwrócili się z prośbą o pomoc do lekarza z tego powodu. Nie potrafię powiedzieć, ile wtedy MIAŁEM LAT, ale na pewno NIE MNIEJ NIŻ TRZY"
3. Lekarz ten też potem pisał o Albercie: "Kiedy był w wieku od dwóch do trzech lat, miał ambicję by mówić całymi zdaniami."
4. Babcia Einsteina o zaledwie 2;3letnim wnuczku: "...Był on taki kochany i dobry, i wciąż rozmawialiśmy o jego dziwacznych pomysłach" (dziwaczne pomysły można tylko werbalizować :P)
5. Jego siostra pisze: "Kiedy 2,5 letniemu dziecku powiedziano o przybyciu siostrzyczki, z którą on mógłby się bawić, on wyobrażał sobie jakąś zabawkę, o którą prosił, a gdy znalazła się w zasięgu wzroku, z wielkim rozczarowaniem rzekł: "Tak, ale gdzie ona ma koła?"
I co Wy na to?
http://media.npr.org/
 

czwartek, 10 kwietnia 2014

Chichot dwujęzyczności

Nigdy, przenigdy nie sądziłam, że u mnie na lekcji zdarzy się, że dzieci najprostsze - dla mnie słowa - będą mieszać językowo. Że pomylą polski z niemieckim. No jak?! U mnie?! Przecież się staram, tłumaczę...
A jednak! I to wcale nie ode mnie jest zależne.
Klasa IV. Wczoraj.
 
 
 
 
 


Dla niecierpliwych dodam, że są już dawno po nauce przypadków rzeczownika. Umieją je. Rozróżniają, odmieniają. Ale jak widać na powyższym przykładzie - z zaimkami cały czas jest problem. Będzie trzeba nad tym popracować i to nie tłumacząc gramatykę opisową ;)

Natomiast co do wagi samego problemu: są słowa - nazwijmy to "globalne" - które dzieci dwujęzyczne od razu kojarzą z tym językiem, w którym je częściej używają. Do takich słów należy "was" mylone z naszym biernikiem od "wy", "gut" mylone z angielskim "good". :)

środa, 9 kwietnia 2014

Czytamy globalnie onomatopeje.

Często pytacie "co po samogłoskach?" Otóż z maluchami - zwłaszcza dwujęzycznymi, ale nie tylko - jest tak, że zanim nauczymy je czytać sylaby, zaczynamy od onomatopei, czyli wyrazów dźwiękonaśladowczych. Jak?
 
 
 
No cóż :) Wbrew pozorom nie jest to trudne zadanie. Trzeba tylko wiedzieć od czego zacząć, żeby skończyć.

1. Zaczynamy od tego, że trzeba dziecku uświadomić jakie zwierzątko co mówi.
Zobacz - świnka. Świnka mówi I I I
Mały na powyższym filmie - jak widać - mocno zafascynowany tym, że świnka mówi "iii" ;P

2. Kiedy już dziecko pozna co najmniej trzy odgłosy, uczymy je dokładać etykietki z podpisami do obrazków zwierzątek. Po co? Po to, aby uczyć skojarzeń oraz rozpoznawania wyrazów w czytaniu globalnym.
W powyższym filmie - ja popełniam błąd. W 30. sekundzie Mały mówi "to i", a ja.. potwierdzam. Powinnam była powiedzieć: "to iii"
Druga sprawa: popatrzcie jak fajnie działa "hop", kiedy przerzucam obrazki. Młody nie musiał powtarzać, a jednak..
3. A kiedy wiemy na 100%, że dziecko opanowało czytanie globalne? Kiedy potrafi podłożyć etykietkę pod inny obrazek z tym samym zwierzątkiem :)
I już wiem, że Młody umie przeczytać "miau", nie tylko powtórzyć :)

Także tego.. proste to, nie?
:)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Sekwencje w słoiku.

O sekwencjach nie pisałam tutaj ani raz, ani dwa. Co najmniej kilkanaście. Ale pozwolę sobie przypomnieć, że teoria dotycząca sekwencji zebrana jest tutaj. Tym, którym nie chce się tamtego postu czytać przypominam, że myślenie sekwencyjne pomaga także w wyabstrahowaniu relacji i szeregów reguł, pozwala rozwijać się mowie i czytaniu, pisaniu.
Często słyszę: Pani Kasiu, ale on nie chce. Nudzi go to..
Co wtedy? Wtedy próbujemy przekonać malucha, że sekwencje są fajne. Jak? Przeróżnie, zależy od dziecka. U mnie na zajęciach najczęściej układamy sekwencje w słoikach.

Na czym polega taka zabawa? Ano na.. naśladowaniu, kontynuowaniu sekwencji. Bo na uzupełnianie ta zabawa się nie nadaje :)
Jak się bawię?
Nasypuję do słoika dwa kolory różnych substancji, np. kaszę i ryż, kaszę i ryż, kaszę i ryż. Daję potem dziecku kaszę, ryż, łyżkę (lub dwie), słoik i mówię - wsyp tak samo.
 
 
Oczywiście kasza i ryż to najprostszy przykład. Częściej korzystam z kolorowych piasków, ryżu, soli do kąpania w kolorach. Jestem też bardziej "prosta":
a) mąka i ryż


b) pianka do golenia i płatki róż :)
Kiedy dziecko umie naśladować sekwencje, przechodzimy do ich kontynuowania. W praktyce: nasypuję przy dziecku kaszę,
 
 
potem ryż..
 
 
potem kaszę.. "dokończ" i.. czekam :)
 
 
Sekwencje wieloelementowe lepiej sprawdzają się w większych słoikach.

PS. PEPSI w tle nie jest obowiązkowa do przeprowadzenia ćwiczenia ;)